Monika Zacharzewska

Zaginione dzieci na plaży

Zaginione dzieci na plaży
Monika Zacharzewska

Trzyletnia dziewczynka, plażująca z rodziną w Ustce, straciła z oczu rodziców i w ich poszukiwaniu przeszła prawie dwa kilometry brzegiem morza.

W ostatni, słoneczny czwartek podobnych przypadków, tylko na plaży w Ustce, było siedem. M.in. rodzicom zgubił się 2,5-letni chłopiec. Na szczęście wszystkie te wypadki skończyły się szczęśliwie, choć były nerwy, łzy i panika.

– Gdy jest ciepło i na plaży zjawia się tłum plażowiczów, zaginięcia dzieci są bardzo częste. To nagminne sytuacje – przyznaje Piotr Wasilewski, kierownik kąpieliska w Ustce. – Zaznaczam jednak z premedytacją, to nie dzieci się gubią, a rodzice gubią dzieci. Trzeba uświadomić rodzicom, że przychodząc z dziećmi na plażę, nie przychodzą tam dla siebie.

Stanowiska ratowników są najczęściej tymi miejscami, gdzie trafiają zagubione dzieci i gdzie od razu po zorientowaniu się, że malucha nie ma obok, biegną rodzice. Dlatego ratownicy oprócz strzeżenia kąpiących się, uczestniczą w takich akcjach.

– Możemy powiadomić o zaginionym dziecku policję i tak zrobiliśmy w przypadku 3-latki, która szła brzegiem. Ponadto podajemy sobie komunikaty na wszystkie wieże i ogłaszamy informację o zaginięciu dziecka przez tuby akustyczne – mówi Piotr Wasilewski. – Najczęściej podajemy rysopis dziecka, bo niektóre maluchy są tak zdenerwowane, że nie potrafią nawet powiedzieć, jak się nazywają.
Dodaje on, że żadne z zaginionych dzieci nie znało numeru telefonu opiekunów ani nie miało na ręku opaski z danymi. Tymczasem takie można odebrać u każdego ratownika.

Zaginione dzieci na plaży

W każdy słoneczny dzień na pomorskich plażach z oczu rodziców giną dzieci. Pośród mnóstwa parawanów, parasoli, w tłumie plażowiczów, gubią się jak w labiryncie. Sytuacja dla malucha i dla opiekunów jest bardzo stresująca. Na szczęście w tym roku wszystkie przypadki zakończyły się szczęśliwie. Choć, jak mówią ratownicy, gdyby rodzice byli uważniejsi i przewidujący, wielu zaginięć można by uniknąć.

- Niemal wszystkie zaginięcia wyglądają podobnie. Brzegiem idzie zapłakane dziecko. Idzie tak długo, dopóki ktoś, kto je zauważy, zatrzyma, przyprowadzi do nas. Bywa, że rodziców udaje się odnaleźć migiem, bo biegają w panice, zdenerwowani po plaży - mówi Piotr Wasilewski, kierownik kąpieliska w Ustce. Przyznaje, że dla ratowników priorytetem są ludzie w wodzie, ale pomagają w takich przypadkach. Ostatnio zawiadomili policję, gdy w okolicy ośrodka Perła zgubiła się trzylatka. Na szczęście odnalazła się, choć aż na wysokości Dajany.

Najczęściej jednak ratownicy przekazują informacje na wszystkie wieże ratownicze i ogłaszają je przez tuby akustyczne. - Dzieci to piąty żywioł świata. Kiedy bawią się na plaży, wszystko wokół wygląda dla nich tak samo. Gdy odejdą trochę dalej, nie potrafią wrócić na miejsce - mówi Piotr Wasilewski.

- Ponadto uwielbiają kąpiele w wodzie i w tym przypadku rodzice muszą być wyjątkowo uważni. Nie wystarczy stać ubranym na brzegu i patrzeć na pluskające się 15-20 metrów dalej dziecko. Dochodziło już do dramatów w takich sytuacjach. Namolnie tłumaczymy to rodzicom, którzy powtarzają ten błąd. I proszę mi wierzyć, że te rozmowy często nie bywają przyjemne. Ratownicy przypominają też, że dbanie o bezpieczeństwo dzieci nad wodą musi być dla rodziców priorytetem. Natomiast w momencie, gdy maluch się zgubi, pomocna może być opaska na rękę z wpisanym kontaktem do opiekunów. Takie opaski dostać można w każdej ratowniczej wieży na plażach w Ustce, Rowach, Poddąbiu i Dębinie.

Monika Zacharzewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.