Akademia sztuki wojennej PiS

Czytaj dalej
Fot. zrzut ekranu
Jacek Deptuła

Akademia sztuki wojennej PiS

Jacek Deptuła

Teorie spiskowe władzy najczęściej są wynikiem jej bezsilności. Dlatego minister Witold Waszczykowski w niedopuszczalny sposób straszy Polaków opozycyjnymi atakami terroru.

Operacja „Kabareton”. Temat: rozpracowanie obiektowe. Sprawa: rozpracowywanie grup opozycyjnych. Figuranci: Andrzej Duda, kryptonim „Słaby”, Robert Górski, kryptonim „Prezes”. Figuranci są rozpracowywani w ramach operacji „Ucho prezesa”. Mieszkanie konspiracyjne: Pałac Prezydencki. Obiekt prowadzący: dr Jerzy Targalski - samodzielny analityk w Centrum Badań nad Bezpieczeństwem przy Akademii Sztuki Wojennej.

To nie tekst kabaretowy ani też wyimaginowany raport pensjonariusza domu dla obłąkanych. To poważna teoria historyka i publicysty „Gazety Polskiej” dr. Jerzego Targalskiego, którą wygłosił w telewizji Republika na wieść o zawetowaniu przez prezydenta Andrzeja Dudę dwóch ustaw PiS o sądach. Warto tę opinię szerzej przytoczyć, bo nawet w uciesznym „Uchu prezesa” czegoś takiego nie usłyszymy.

Głupi jak pasek w TVP

Targalski tłumaczył: - Teraz zacznie się frontalny atak, którego celem będzie wywołanie chaosu, doprowadzenie do podziału w obozie patriotycznym, utworzenie partii prezydenckiej, obalenia rządu i przedterminowych wyborów, po których albo nie uda się powołać rządu, co by najbardziej odpowiadało Rosji, albo powstanie rząd z udziałem bezpieki, co by odpowiadało Niemcom. Polska zostanie wyeliminowana (...) Kiedy Andrzej Duda wygrał wybory prezydenckie, w tym momencie bezpieka zastanawiała się, gdzie jest najsłabsze ogniwo i zaczęła od tworzenia portretu psychologicznego Andrzeja Dudy. Stworzono taki portret i stwierdzono po pierwsze, że ma ego, po drugie - jest słaby, po trzecie - grając na ego można uzyskać taką reakcję, jaką sobie życzymy. Wtedy przystąpiono do realizacji serialu pt. „Ucho prezesa”. Jego celem było wywołanie reakcji prezydenta, że „Ja tu wszystkich przekonam, że jestem niezależny, pokażę Kaczyńskiemu”. I pokazał. To, że na trupie Polski pokazał swoje „ja”, to go nie interesowało. Bezpieka mało zainwestowała, a otrzymała świetny rezultat.

Załóżmy, że dr Jerzy Targalski to tylko niezrównoważony psychicznie osobnik o wybujałej fantazji każącej mu snuć zawiłe gry operacyjne tajnych służb. Jednak człowiek ten nie tylko występuje w prawicowych mediach. On jest kierownikiem Ośrodka Studiów Przestrzeni Postsowieckiej przy Akademii Sztuki Wojennej, powołanej przez Antoniego Macierewicza! Powiedzieć, że obaj panowie bawią się zapałkami na stacji benzynowej - to nic nie powiedzieć.

Zastanawia tylko, do jakich propagandowych szaleństw zdolny jest obóz rządowy i wyznawcy Jarosława Kaczyńskiego. Moim zdaniem żadnych takich granic wyznaczyć się nie da. Choćby dlatego, że w mediach publicznych PiS zrobił czystkę bez precedensu - odeszło z nich blisko 250 zatrudnionych. Dziś prorządowi redaktorzy są w stanie spreparować nawet najgłupsze newsy, które - ku mojemu zdumieniu - padają na podatny grunt. Wystarczy zerknąć do internetu. Parę dni temu TVP Info na dolnym pasku informacyjnym poinformowała, że „Obrońcy pedofilów i alimenciarzy są twarzami oporu przeciwko reformie sądownictwa”! Sądziłem, że to szczyt pisowskiej perwersji.

Ale czy normalny dziennikarz zredagowałby taką informację: „Uliczna rewolta sposobem na sprowadzenie do Polski islamskich imigrantów”?! Obserwowałem kilka wieczornych „rewolt” - m.in. w Warszawie i Bydgoszczy - i nigdy nie wpadłoby mi do głowy, że o to właśnie chodzi protestującym wichrzycielom o najróżniejszych poglądach.

Są też paski - w założeniu żartobliwe - jak ten: „Kot prezesa twardo stawił czoła zwolennikom opozycji” (po protestach przed domem Jarosława Kaczyńskiego na Żoliborzu). To dlatego coraz większą karierę robi w Polsce wyzwisko: „Jesteś głupi jak pasek w TVP”. Z nieskrywanem podziwem dla intelektu ministra Mariusza Blaszczaka śledziłem doniesienia TVP o spacerowiczach przechadzających się w okolicach Sądu Najwyższego i Pałacu Prezydenckiego. Kapitalnie spuentował to aktor i satyryk Stanisław Tym mówiąc, że obywatele wyprowadzali swoje świece na 
spacer.

„Wiadomości”, ciężka kawaleria propagandy PiS, obwieściły widzom, że nad Polską krąży widmo astroturfingu. Jest to - najprościej mówiąc - rzekomo spontaniczny protest inspirowany przez obcy kapitał, w tym przypadku przez niemiecką sieć sklepów Rossmann. Dowodów na krecią robotę Niemców „Wiadomości” podają bez liku. Po pierwsze - wszyscy demonstracji mają takie same znicze w rękach. Po wtóre - w Rossmannie dziwnym trafem potaniały znicze, i to aż o złotówkę. Trzeci dowód nie wymaga komentarza: szefową działu PR Rossmanna jest była dziennikarka „Gazety Wyborczej”. Przyznają Państwo, że to niezwykle błyskotliwy materiał śledczy opatrzony kapitalnym tytułem „Kto pisze scenariusz rebelii?”.

Ale załóżmy, że dziennikarzom wolno więcej aniżeli politykom, ponieważ nie ponoszą bezpośredniej odpowiedzialności za państwo. Jednak to, co opowiada minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski przejdzie do niechlubnej historii polskiej dyplomacji. W wypowiedzi z tego tygodnia postraszył Polaków salwą z najcięższego działa: „Następnym krokiem [po demonstracjach - J.D.] będą akcje, które już się zaczynają, przeciwko politykom, przeciwko biurom poselskim, mieszkaniom. (…) Jestem przekonany, że dojdzie do jakiegoś terroru słownego, retorycznego, a skończy się, być może, jakimiś akcjami terrorystycznymi przeciwko państwu polskiemu” (nic dziwnego, że dr hab. Artur Górak z UMCS w Lublinie napisał w internecie: „Kazałbym strzelać do tego demonstrującego bydła”.

Mówi się, że działalność resortu spraw zagranicznych cieszy prezydenta Putina. Twierdzę, że nie tylko cieszy - na Kremlu z tej okazji przynajmniej raz w tygodniu strzelają korki od szampana. A propos - szczytem manipulacji propagandy TVP była wczorajsza informacja z Romanem Giertychem, który 
- jako pełnomocnik Donalda Tuska - powiedział dziennikarzom, że szef Rady Europejskiej otrzymał wezwanie do prokuratury na 3 sierpnia. Informacja opatrzona jest zdjęciem Tuska i... Putina. Ale to drobiazg.
Jeśli zatem państwo narażone jest na ataki terrorystyczne ze strony rodzimych antypisowskich zamachowców, konieczne są nadzwyczajne środki. Kilka dni temu ktoś zapytał mnie, czy moim zdaniem inwigilowani są liderzy protestów? Oparłem, że dla mnie to oczywiste, skoro PiS oskarża opozycję o zagrożenie bezpieczeństwa państwa. W tej sytuacji spiskowe teorie PiS przestają śmieszyć, lecz stają się powodem do obaw o wolności nas wszystkich, obywateli. Najgorsze jest jednak to, że PiS struga z nas wariatów odwracając całkowicie znaczenie słów i pojęć. To jedno z narzędzi rządów autorytarnych, którym posługują się media PiS i dyspozycyjni funkcjonariusze.

W 1977 roku, po fali czerwcowych strajków, I sekretarz KC PZPR Edward Gierek zalecał sekretarzom wojewódzkim: „Trzeba załodze tych protestujących zakładów powiedzieć, jak my ich nienawidzimy, jacy to są łajdacy, jak oni swoim postępowaniem szkodzą krajowi. Uważam, że im więcej będzie słów bluźnierstwa pod ich adresem, a nawet jeśli zażądacie wyrzucenia z zakładów pracy elementów nieodpowiedzialnych – tym lepiej dla sprawy”.

Natomiast Służbie Bezpieczeństwa zalecano, by procesy sądowe przeciwko protestującym przeprowadzić dopiero wówczas, kiedy „zaplanowane przedsięwzięcia dezorganizacyjne w płaszczyznach pozakarnych nie przyniosą rezultatu”.

Ogon dla bezpieczeństwa

Wczorajsze udokumentowane przez „Wyborczą” stenogramy rozmów agentów policji śledzących szefa .Nowoczesnej, Ryszarda Petru i liderów ruchu Obywatele RP są tego podręcznikowym przykładem. Agenci informują się wzajemnie o ruchach szefa .Nowoczesnej podczas demonstracji i instruują się:„Dawaj ogon za nim. Petru opuścił teren Sejmu przez to wąskie przejście (...) Wyszedł z restauracji Wiejska 13. Jak Kinasewicz wejdzie do auta swojego, to też pojedziemy za nim” itd.

Szok, niedowierzanie? Ależ skąd, przecież to tylko troska szefa MSWiA o bezpieczeństwo... Petru i reszty opozycjonistów. Komenda Główna Policji tłumaczy, że mężczyzn śledzono ze względu na grożące im niebezpieczeństwo zarówno ze strony ich przeciwników, jak i zwolenników. Ich obecność na demonstracjach - tłumaczył rzecznik KGP - mogłaby łatwo przerodzić się w kłótnię, konflikt, a nawet agresję siłową. Właśnie taki szczytny cel powodował inwigilację i robotę funkcjonariuszy, którzy nie wzbudzając zbędnej sensacji, zapewniali bezpieczeństwo.

Dzięki temu wiemy już, dlaczego podczas stołecznych demonstracji nie doszło do ani jednej „agresji siłowej” - nad obywatelami czuwała tajna policja. W związku z tym możemy mieć pewność, że w podobny sposób nad bezpieczeństwem prezesa Kaczyńskiego czuwa co miesiąc ta sama tajna policja, stosująca te same metody opieki nad pierwszym obywatelem. A nawet jeszcze nowocześniejsze niż „chodzenie z ogonem” i kontakt radiowy.

Witajcie w państwie policyjnym.

Jacek Deptuła

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.