Festiwal pianistyczny widzę mniej... skromny

Czytaj dalej
Fot. lukasz Capar/Kazimierz Skołysz
Anna Czerny-Marecka

Festiwal pianistyczny widzę mniej... skromny

Anna Czerny-Marecka

Wiadomości o mojej śmierci są mocno przesadzone - zdaje się mówić słowami Marka Twaina Festiwal Pianistyki Polskiej w Słupsku z każdą kolejną edycją. Także tegoroczną. Zaskakująco udaną, zważywszy, że skromniejszą niż poprzednie. Jednak podsumowując imprezę, nie można nie pomyśleć o jej przyszłości. A ta już taka różowa się nie wydaje.

Muzycznie 57. FPP mógł usatysfakcjonować najbardziej wymagających melomanów, bo pięknych, a nawet przepięknych utworów w doskonałych wykonaniach nie brakowało.

Hity

Gwiazdą bez wątpienia była Beata Bilińska, której Schumannowski koncert na finał był wirtuozowski i wielce romantyczny w wyrazie. W mistrzostwie dorównywał jej Piotr Sałajczyk, który wystąpił dwukrotnie, pokazując nie tylko pianistyczną klasę, ale i wielką odwagę - raz, mierząc się z bardzo różnorodnym repertuarem, dwa - odkrywając dla nas po raz kolejny niesłusznie zapomnianych kompozytorów polskich. Oboje często są zapraszani na FPP przez dyrektora artystycznego Jana Popisa i niech tak zostanie, ponieważ nie zawodzą i zawsze są perfekcyjnie przygotowani.

Zainteresowanie

Frekwencyjnie też nie było źle i to nie tylko na inauguracji i finale, które to wydarzenia z racji angażowania orkiestry zawsze cieszą się większym zainteresowaniem. A frekwencja to nieodmiennie od lat przedmiot troski organizatorów, czyli Słupskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego. Bo muzyka poważna nie ma już tak licznych miłośników jak wiele lat temu. Zwłaszcza wśród czterdziestolatków, trzydziestolatków i młodszych ludzi, czyli najbardziej perspektywicznych grup wiekowych. Zapełniają one całe stadiony na koncertach popowych i muzyki mocnego uderzenia, a także sale klubowe na wydarzeniach jazzowych. Bach, Chopin, Szymanowski już ich tak nie przyciągają.

Prawdziwym hitem, jeżeli chodzi o zainteresowanie publiczności, okazał się jednak tzw. prolog właściwego FPP skróconego o jeden dzień. Był to występ nauczycieli słupskiej szkoły muzycznej. Dyrekcja Muzeum Pomorza Środkowego z wielkim bólem musiała zaryglować drzwi, żeby powstrzymać napór melomanów. Myślę, że organizatorzy wezmą to pod uwagę, planując podobny prolog za rok już w większej niż sala rycerska zamku przestrzeni.

Skrócenie tegorocznej edycji o jeden dzień zapewne wynikało z konieczności finansowej, ale wydaje mi się, że akurat ten „brak” wyszedł imprezie na dobre. Lepiej zostawić mały niedosyt wydarzeń niż przesyt.

Inne redukcje już niekoniecznie dobrze zrobiły festiwalowi. W sferze programowej zauważyć się dało nieobecność recitalu jazzowego oraz prawykonania utworu zamówionego specjalnie na FPP na potrzeby cyklu „Witkacy - obrazy w dźwiękach”.

Jazz i Witkacy na FPP mają co prawda niedługą tradycję, zwłaszcza w porównaniu z prawie 60-letnią historią wydarzenia, ale były to świetne pomysły na przełamanie skostniałej już jednak struktury. No i budowały prestiż (prawykonania) oraz przyciągały nową widownię (jazz).

Zabrakło także imprez towarzyszących, zwykle były to wystawy organizowane poza filharmonią i w jej foyer. Dlaczego tak się stało? Pewnie jednym z powodów był generalny remont głównej siedziby Miejskiej Biblioteki Publicznej, gdzie zawsze w czasie FPP coś się działo. Są jednak przecież inne miejsca, więc?

Tę lukę próbowała wypełnić kluboksięgarnia Cepelin. W przeddzień FPP odbyła się tam projekcja filmu dokumentalnego poświęconego historii festiwalu. Potem lokal otworzył swoje podwoje po godzinach zwykłej pracy, aby było gdzie porozmawiać o muzyce. Niestety, to nie wypaliło. Chyba wiem, dlaczego. Otóż koncerty kończą się późno, artyści wtedy chcą zjeść coś bardziej treściwego niż szarlotka, a słuchacze pragną zapaść w sen. Tego pomysłu odrzucać jednak nie należy, tylko go zmodyfikować. Gdyby przed, a nie po koncertach, zrobić jedno, dwa spotkania z artystami, najlepiej w weekend, byłaby szansa na zainteresowanie słupszczan, a skromna, o czym za chwilę, promocja FPP dostałaby wzmacniający zastrzyk.

Bezruch to śmierć

I teraz coś, co powinno być wyartykułowane głośno i przemyślane przez wszystkich, którym leży na serce dobro najpoważniejszej słupskiej imprezy kulturalnej. Przy całym szacunku dla ciężkiej pracy STSK, prezes Janiny Cydzik-Brzezińskiej i dyrektora Jana Popisa, konieczne są zmiany zarówno programowe, jak i w promocji - w mieście i w całej Polsce, bo powinni tu przyjeżdżać melomani z każdego zakątka naszego kraju. Więcej odwagi!

Festiwal potrzebuje oddechu, swobody i młodej krwi. Czasy celebry, zadęcia i sztucznej powagi już dawno minęły. Zresztą organizatorzy to pewnie wiedzą, bo były już edycje festiwalowe zaskakująco świeże, jeżeli chodzi o muzyczne prezentacje nie tylko głównego pianistycznego nurtu.

Festiwal potrzebuje pomysłów na zaistnienie w mediach społecznościowych mających szeroki odbiór wśród młodszych ludzi. Rolki, filmiki, Tik-Toki - to środki przekazu, które można wykorzystać w dobrym i szczytnym celu.

Festiwal potrzebuje głośnych, wabiących wydarzeń towarzyszących. Dobrego przykładu nie trzeba daleko szukać. To Komeda Jazz Festival organizowany przez Reginę i Leszka Kułakowskich. Zaczyna się barwną paradą ulicami miasta, a poza koncertami proponuje także projekcje filmowe, wystawy i spotkania z ciekawymi ludźmi mającymi coś do powiedzenia na temat patrona imprezy. Da się pogodzić wysoki poziom muzyczny z zabawą? Da.

Jakiś rok temu we wspomnianym już Cepelinie odbyła się dyskusja ludzi kultury o tym, jak ona działa w mieście. Padł tam między innymi pomysł, żeby stworzyć i wypromować jakieś wielkie wydarzenie kulturalne rozsławiające Słupsk poza jego granicami. A ja sobie myślę, że po co coś wymyślać, jak mamy fantastyczną markę, unikatowy festiwal, któremu po prostu trzeba dodać wiatru w żagle. Co ja piszę, wiatru, niech to będzie huragan!

Bo Festiwal Pianistyki Polskiej wart jest tego, żeby istnieć za rok, za dziesięć, a może i za 100 lat, jak o tym marzył w filmie „Historia klawiaturą pisana” jego pomysłodawca, nieżyjący już prof. Andrzej Cwojdziński.

Anna Czerny-Marecka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.