Jakub Wiech: Musimy oszczędzać energię i najlepiej, żebyśmy radzili sobie z tym sami

Czytaj dalej
Fot. Przemyslaw Swiderski
Wojciech Szczęsny

Jakub Wiech: Musimy oszczędzać energię i najlepiej, żebyśmy radzili sobie z tym sami

Wojciech Szczęsny

- Przy całej krytycznej ocenie polityki energetycznej Niemiec, Berlin był w stanie w lipcu ograniczyć zużycie gazu o 2/3. My też powinniśmy iść w tym kierunku – mówi Jakub Wiech, redaktor wicenaczelny portalu Energetyka24.pl.

W ubiegłym tygodniu kanclerz Niemiec Olaf Sholz jasno wskazywał, że spodziewa się dalszego przesyłu rosyjskiego gazu do Europy po naprawie turbiny Nord Stream 1. Polska kupuje gaz od Niemiec, czy oznacza to zatem, że korzysta z rosyjskiego surowca?

My jako Polska, czy jako Unia Europejska?

Proszę to wytłumaczyć.

Unia Europejska, jak i Polska cały czas korzystają z rosyjskiego gazu, ale nie w takim stopniu jak przed 24 lutego, czyli przed rozpoczęciem inwazji na Ukrainę. Unijne zużycie tego surowca znacząco spadło. W zasadzie już teraz Stany Zjednoczone zastąpiły Rosję pod względem dostaw błękitnego paliwa na Stary Kontynent – Amerykanie dostarczają go więcej od Rosjan. Zaznaczmy jednak, że to Putin sam nałożył sankcje na swój kraj. Moskwa własnoręcznie zakręciła kurek z gazem do takich państw jak Polska, Bułgaria, Dania, Holandia czy Finlandia. Z kolei dostawy do Niemiec, Francji, czy Włoch zostały mocno ograniczone. Nie dziwi więc, że państwa te zaczęły szukać alternatywy.

A co z Polską?

Putin przyspieszył nasze plany odchodzenia od bezpośrednich dostaw z Rosji. Polska miała założenie, że z końcem 2022 roku, czyli po zakończeniu realizacji projektu Baltic Pipe oraz po rozbudowie terminalu LNG w Świnoujściu, nie będzie musiała już kupować błękitnego paliwa od Gazpromu. Natomiast my tego gazu nie sprowadzamy już od 27 kwietnia, kiedy Polska odmówiła dokonywania transakcji wymagających przewalutowywania środków płatniczych na rubla. Teraz rosyjski gaz kupujemy w Niemczech, ale jest to mniej więcej cztery razy mniej niż wcześniej. Poza tym jest to moment przejściowy. Po pełnym uruchomieniu gazociągu Baltic Pipe będziemy sprowadzać gaz już bez udziału Rosji. Jeśli chodzi o całą UE, taki termin jest obecnie niemożliwy do wskazania, ale sądzę, że coraz więcej państw będzie chciało uniezależnić się od Rosji.

W ubiegłym tygodniu odkryto złoża gazu pod Poznaniem. Polska efektywnie wykorzystuje własne źródła?
Mamy własne wydobycie, które zaspokaja 20 proc. naszego zapotrzebowania. Natomiast złoże odkryte pod Poznaniem jest bardzo małe. Licząc ostrożnie wystarczyłoby na kilkanaście dni funkcjonowania naszej gospodarki.

To po co w ogóle o tym mówić?

Bo tak czy inaczej to jest bardzo miła wiadomość w obecnej sytuacji. Swoją drogą warto zaznaczyć, że odkryto tam specyficzny rodzaj gazu. To jest tzw. gaz zaazotowany, który generalnie wydobywa się w Polsce tylko na terenie Wielkopolski. Jest on tańszy od gazu metanowego, który jest tym „standardowym” gazem ziemnym.

Także w ubiegłym tygodniu poinformowano, że dokonano odbioru technicznego wszystkich trzech tłoczni gazu budowanych w ramach Baltic Pipe. To kolejna miła wiadomość, która w dłuższej perspektywie nie ma znaczenia dla bezpieczeństwa energetycznego Polski?

Nie, to ważna informacja świadcząca o tym, że wszystko idzie zgodnie z planem. Choć nie jest to też nic nadzwyczajnego. Ciekawsze sprawy dotyczą kontraktacji tego gazociągu.

Z tą sprawą wiązano dymisję Piotra Naimskiego pełnomocnika rządu ds. Strategicznej Infrastruktury Energetycznej. Słusznie?

Minister Naimski nie miał nic wspólnego z kontraktacją gazociągu Baltic Pipe, za którą odpowiedzialne są spółki gazowe, on odpowiadał jedynie za budowę infrastruktury. Co do samej umowy – według informacji mamy zagwarantowany kontrakt na ok. 5 mld metrów sześciennych gazu. Jest to wolumen, który już teraz jest istotny, ma być zwiększany, więc to jest dopiero początek tej drogi. W przyszłym roku wszystko ma być uzupełnianie jednorazowymi kontraktami, więc wszystko to co przekazuje PGNiG brzmi uspokajająco.

Mówi Pan o przyszłym roku. Co z najbliższą zimą?

Na pewno kluczową kwestią jest obecnie oszczędzania energii. Wszyscy powinniśmy do tego dążyć. W najbliższej przyszłości cała Europa niewątpliwie odczuje deficyt energetyczny. Z kolei Polska, nawet jeżeli sama sobie mogłaby sobie poradzić, to może zostać „zmuszona” – na podstawie prawa unijnego i tzw. dyrektywy SOS – do pomocy krajom, które będą radzić sobie gorzej. Dlatego powtarzam - w naszym najlepszym interesie jest oszczędzać energię. W Polsce gaz jest używany przede wszystkim do celów przemysłowych, choć opieramy się oczywiście na węglu. Ale np. w Niemczech połowa gospodarstw domowych ogrzewa się właśnie gazem ziemnym. Ponieważ nie wiemy, kiedy obecny kryzys się skończy, ile potrwa i jak bardzo będzie dotkliwy, powinniśmy w poczuciu solidarności się na niego szykować i rozsądnie gospodarować tym, co mamy.

Niektóre sondaże wskazują, że Polacy nie są zbyt skłonni, by oszczędzać energię. Powtórzę pytanie – możemy za to zapłacić już zimą?

Z dużą dozą pewności możemy zakładać, że Władimir Putin w najbliższych miesiącach będzie chciał energetycznie przygnieść Europę. Nazwałbym to nawet strategią energetycznego oblężenia Europy. To zresztą już jest pośrednio realizowane. Świadczy o tym choćby wspominana wcześniej kwestia naprawy turbiny do Nord Stream – Rosja po prostu nie przesyła gazu w ilościach wcześniej zakontraktowanych, chociaż technicznie mogłaby to robić. To jest przygrywka do tego, co zobaczymy zimą, kiedy oczywiście zapotrzebowanie na energię jest największe.

Co konkretnie mogłoby się stać?

Rosja jest kompletnie nieprzewidywalna. Jest w stanie zrywać kontrakty długoterminowe, które wcześniej reklamowała jako bezpieczną polisę dla odbiorców. Dekret Władimira Putina z 31 marca sprawia, że Moskwa może zrobić wszystko pod pretekstem braku zapłaty za gaz w rublach, co oczywiście ma bezpośredni związek z sankcjami wprowadzonymi przez Unię Europejską. Rosji nie można ufać, co my w Polsce wiedzieliśmy od dawna. Teraz reszta Europy przekonała się, że w tym zakresie mieliśmy rację. W każdym razie Rosja może w każdym momencie wstrzymać dostawy gazu do Europy – te, które jeszcze pozostały. A ponieważ każdy metr sześcienny się liczy, to osobiście jestem przekonany, że do jakiegoś załamania dojdzie. To będzie szantaż energetyczny Putina.

Rząd twierdzi, że polskie magazyny z gazem są niemal w całości zapełnione. Opozycja tego nie kwestionuje, ale alarmuje, że są one za małe. Kto ma rację?

Przede wszystkim magazynów nie buduje się po to, by tworzyły one zaplecze dla całej gospodarki. Polskie zużycie gazu to jest mniej więcej 20 mld sześciennych rocznie, w 2022 roku będzie to ok. 18 mld. Tymczasem nasze magazyny mogą pomieścić 3,2 mld. To jest mniej więcej 1/6 naszego zapotrzebowania. Dla przykładu Niemcy zużywają ok.100 mld, a ich magazyny mieszczą ok 20 mld metrów sześciennych gazu, czyli 1/5 zapotrzebowania.

To po co państwa budują te magazyny?

Magazyny mają bilansować system. Faktycznie dużą rolę odgrywa to, w jakim stopniu są one napełnione. Nasze polskie magazyny zapewnią nam gaz na okres ok. 1,5 miesiąca. Natomiast to, że musielibyśmy z nich naprawdę korzystać, to czysto hipotetyczne założenie, więc nie wiem, czy jest sens je w ogóle analizować. Do Polski musiałby nie docierać gaz ze źródeł zewnętrznych, co jest w zasadzie niemożliwe.

Wracając jeszcze raz do kwestii oszczędzania energii – może gdybyśmy w zimie przez kilka dni posiedzieli przy świeczkach, to świadomość konieczności oszczędzania energii w dobie kryzysu klimatycznego, jakoś by do nas dotarła, niezależnie od wojny na Ukrainie?

Ochrona klimatu jest bardzo ważna, ważniejsza niż nasze portfele, które zresztą też na oszczędzeniu energii zyskają. Choć trzeba przyznać, że przez ostatnie 2 lata związane z pandemią COVID-19 myśmy tak naprawdę już zaczęli oszczędzać. Teraz w polu widzenia jest kolejny kryzys, więc warto dalej kontrolować własny styl życia, żeby uniknąć napływu nagłych kosztów i związanych z tym rozmaitych trudności. Politycznie jest to niebezpieczna kwestia, bo znowu trzeba zachęcać ludzi, żeby zaciskali pasa. Ale prawda jest taka, że nie mamy wyboru. I najlepiej będzie, jeżeli postaramy się radzić sobie z tymi sami.

To możliwe?

Przy całej mojej krytycznej ocenie polityki energetycznej Niemiec, Berlin potrafił w lipcu ograniczyć zużycie gazu o 2/3. To jest ogromna ilość. Więc owszem, to jest możliwe. My też powinniśmy iść w tym kierunku.

Wojciech Szczęsny

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.