Marcin Kędzierski

Kroniki zwykłego człowieka. Oszustwa i kanty

Kroniki zwykłego człowieka. Oszustwa i kanty
Marcin Kędzierski

Minęły dwa tygodnie od rosyjskiej agresji na Ukrainę. Tak jak mało kto spodziewał się, że do niej dojdzie, tak chyba mało kto 24 lutego podejrzewał, że w drugiej dekadzie marca Ukraińcy nadal będą się bronić. Rosyjskie straty - zarówno militarne, jak i ekonomiczne - są gigantyczne. Jak mantrę należy powtarzać, że nie oznacza to automatycznie zwycięstwa Kijowa nad Kremlem. Ale jest już jasne, że Rosja tej wojny nie wygra.

Wizja pata w obliczu ogromnych kosztów prowadzenia wojny będzie skłaniać rosyjskie przywództwo do rozpoczęcia rozmów. Możliwe, że część Zachodu z Niemcami i Francją na czele w tę chęć rozmów uwierzy. Choć Władimir Putin stał się globalnym pariasem, nie da się wykluczyć, że Berlin oraz Paryż w porozumieniu z Pekinem zdecydują się na ożywienie trupa w postaci formatu mińskiego.

Zadaniem naszej dyplomacji, w tym dyplomacji publicznej, jest jednak trąbienie, że takie podejście to coś gorszego niż zbrodnia - to błąd, i to z trzech powodów.

Po pierwsze, nie wolno wierzyć w ani jedno słowo wypowiedziane przez przedstawicieli strony rosyjskiej. Codziennie dają dowody, że kłamstwo jest ich standardowym narzędziem polityki. Ostrzeliwanie korytarzy humanitarnych, które wcześniej sami otworzyli, jest najbardziej brutalnym dowodem starej, rosyjskiej praktyki politycznej. Zresztą zarówno przywódcy Niemiec, jak i Francji, wyraźnie wskazywali, że Putin ich oszukał.

Drodzy Przyjaciele z Zachodu! To się nie zmieni. Żadnych złudzeń. Jeżeli chcemy prowadzić z Kremlem negocjacje, to na tych samych zasadach - oszustwa i kantów. W sytuacji, w której nasze zachodnie elity nie są na to gotowe, lepiej w takie rozmowy w ogóle nie wchodzić. Tym bardziej że będą one rozbijały transatlantycką jedność. Rozumiem, że Berlin za wszelką cenę będzie chciał nie dopuścić do powstania dwóch przeciwstawnych bloków, bo to oznaczałoby katastrofę dla ich gospodarki, związanej z Chinami. Ale Niemcy muszą zrozumieć, że te gospodarcze więzi prędzej czy później ich uduszą.

Po drugie, Rosjanie wybaczają wszystko, tylko nie słabość. Putin nie może się zadowolić uznaniem aneksji Krymu. Jeśli ktoś sądzi, że rosyjskie społeczeństwo, któremu propaganda prała mózgi przez ostatnie kilkanaście lat, uzna, że jakieś kosmetyczne ukraińskie koncesje były warte ofiary tysięcy rosyjskich żołnierzy i setek miliardów dolarów strat, jest albo naiwny, albo głupi. Putin musi zdobyć Ukrainę - to dla niego kwestia życia i śmierci. To też kwestia życia i śmierci dla całej idei ruskiego miru. W dosłownym znaczeniu - i dla Putina, i dla tej idei. Dlatego tej wojny nie zakończą negocjację, ale upadek Putina.

Po trzecie wreszcie, Zachód ma dziś niepowtarzalną okazję, by pozbyć się na jakiś czas problemu rosyjskiego imperializmu, który jest szkodliwy nie tylko dla Europy Środkowo-Wschodniej. Dlatego zamiast myśleć o ustępstwach na rzecz Kremla, trzeba jeszcze mocniej docisnąć - czy to poprzez dostawy broni, czy też jeszcze ostrzejsze sankcje. Tym bardziej że Rosja będzie potrzebować społecznej deputinizacji. Im lepiej Rosjanie zrozumieją, że ich wymarzony ruski mir to źródło ich tragedii, tym większa szansa, że wybiją go sobie z głowy.

Marcin Kędzierski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.