Ks. dr hab. Dariusz Iwański: W miejscu narodzin Jezusa wytwarzają się emocje, które poruszyłyby kamień

Czytaj dalej
Fot. Gerrit van Honthorst "Pokłon pasterzy" / public domain
Wojciech Rogacin

Ks. dr hab. Dariusz Iwański: W miejscu narodzin Jezusa wytwarzają się emocje, które poruszyłyby kamień

Wojciech Rogacin

- Nie wiemy, kiedy narodził się Jezus. Fakt, że urodził się w stajni nie był niczym niezwykłym. Za to Maryja ryzykowała życiem zostając Jego matką - mówi ksiądz dr hab. Dariusz Iwański, biblista z Wydziału Teologicznego UMK w Toruniu.

Z kart Ewangelii niewiele dowiadujemy się o Jezusie, Maryi, Józefie z ewangelicznych opisów okoliczności narodzin Chrystusa. Dlaczego?
Ewangelie tym się charakteryzują, że są bardzo zdawkowe w przekazywaniu pewnych treści. Wiele informacji zostało pominiętych. Nie znajdziemy w nich tam na przykład informacji na temat tego, jak dorastał Pan Jezus, w jakim środowisku żył, kto był Jego kolegą, z kim chodził do szkoły i tym podobnych. To są informacje dla ewangelistów niepotrzebne, ponieważ same ewangelie nie są biografiami. Gdybyśmy mieli do czynienia z biografią, wówczas znalibyśmy więcej szczegółów. Byłyby tam ze szczegółami opisane kolejne wydarzenia. Ewangeliści podają niewiele, ale tyle, ile potrzeba dla nas, żebyśmy uwierzyli i byli zbawieni.

Dlatego często posługują się ewangeliści swoistym kluczem mówienia o konkretnych wydarzeniach. Na przykład w przypadku zwiastowania pojawia się wątek anioła, który od razu sygnalizuje wszystkim wywodzącym się z tradycji żydowskiej, że oto Bóg mówi.

Właśnie poprzez usta anioła?
Tak. Już na kartach Starego Testamentu anioł zawsze reprezentuje Pana Boga. Boga nie można zobaczyć. On natomiast kiedy się objawia, kiedy chce powiedzieć coś wprost, to albo mówi to prorokom przy pomocy wizji prorockich, albo przy pomocy aniołów. Kiedy pojawia się anioł i z jego ust wychodzi jakiś przekaz, jest to sygnałem, że to sam Pan Bóg mówi. I kiedy Archanioł Gabriel referuje Maryi kim jest i po co przyszedł, to wiemy, że on przychodzi jako Malach Jahwe, czyli Przedstawiciel. Jest on wyposażony w taką prerogatywę, że wszystko co mówi, to tak jakby sam Pan Bóg powiedział. Znany jest rodzaj dyplomatów, którzy przyjeżdżają do innego państwa i reprezentują króla do tego stopnia, że wszyscy, którzy się z nim stykają mają mieć wrażenie, iż to sam król do nich mówi. Przy Zwiastowaniu jest właśnie tego rodzaju utożsamienie.

Jak Maryja odebrała słowa tak ważnego wysłannika, że ona, prosta dziewczyna zostanie matką Zbawiciela świata?
Trudno mi sobie to wyobrazić. Pewnie, gdyby zapytać kobietę, mogłaby więcej powiedzieć na ten temat. Jedno jest pewne: Maryja nie była teologiem, nie była osobą wykształconą, a jestem pewien, że nawet nie wiedziała tego wszystkiego, co przed chwilą opowiedziałem o aniołach. Maryja była z pewnością zaskoczona tym, czego doświadczyła. W danym momencie nie zdawała sobie sprawy ze wszystkich konotacji teologicznych, jakie to Zwiastowanie za sobą pociągało. Nie mniej jednak ze spotkania z aniołem i z dialogu, który się toczy rozumie bardzo wyraźnie, że oto Bóg chce od niej czegoś – i to czegoś tak dramatycznie trudnego – że stawką jest właściwie nie tylko cała jej reputacja, ale jej życie. W opisie ewangelicznym jest bowiem zasygnalizowane, że Anioł poszedł do żony Józefa z rodu Dawida. Ale Maryja, kiedy słyszy, że będzie matką, mówi Aniołowi: - „Ja jeszcze nie znam męża!” Ona mówi o tym w sensie także biblijnym. To oznacza, że jeszcze nie współżyła z mężczyzną, a przynajmniej nie ze swoim mężem. W tamtym czasie kobiety, którym udowodniono niewierność kamienowano.

Ale Maryja z Józefem byli już małżeństwem.
Małżeństwo w starożytnym Izraelu zawierane było jakby dwuetapowo. Najpierw zawierano formalnie taki związek, podpisując stosowne dokumenty, określając na przykład wysokość należności, która przypadnie żonie, jeśli mąż uzna, że stała mu się przykrą – używając języka biblijnego - że chce ją oddalić. Taki dokument sporządzano w mieszkaniu, w domu panny młodej i od tego momentu właściwie byli mężem i żoną. Ale nie mogli jeszcze mieszkać razem, nie mogli jeszcze współżyć, nie mogli jeszcze spotykać się intymnie! Młody wracał do domu rodziców i tam czekał na stosowny moment, na słowa taty: „Oto teraz już możesz iść po swoją żonę, bo już teraz wszystko przygotowane. Mamy przygotowany dla was pokój, możecie tutaj zamieszkać.”

Czyli pewien czas poświęcano na przygotowanie mieszkania dla młodej pary?
Dokładnie tak. My jesteśmy przyzwyczajeni, że młodzi muszą iść na swoje, mają swoje M, natomiast w starożytności raczej trzymano się razem, na kupie. Ludzie woleli mieszkać w klanach, w całych wielorodzinnych domach. Tak było bezpieczniej, taniej, lepiej. Rodzina była traktowana nie tylko jako dwa plus dwa, ale jako dwa plus pięćdziesiąt dwa.

Przygotowanie miejsca w takim wielopokoleniowym domu dla kolejnego małżeństwa było niełatwą rzeczą. Chodziło również o pewnego rodzaju zwyczaj. W tym czasie młody musiał również przychodzić do domu młodej - z zastrzeżeniem, że nie mają się widywać w sposób intymny, sam na sam – gdyż musiał przekonać do siebie ojca młodej. Chodziło o to, żeby się pokazał od dobrej strony w sensie życiowej zaradności, rzemieślniczego wykształcenia, że będzie umiał zadbać o rodzinę. Po prostu, że córka nie pójdzie w ręce nieudacznika, który nie będzie umiał nawet zarobić na rodzinę, nie mówiąc już o wychowaniu dzieci. Przez ten rok pan młody musiał zrobić dobre wrażenie na swoim teściu. Dopiero po roku mniej więcej ojciec młodego mówił: Dobrze, już teraz jest ten czas, idź po swoją żonę. Od tego momentu dopiero, jak oboje weszli już do domu pana młodego, wtedy młodzi mogli na sposób intymny ze sobą się spotykać, mogli współżyć, mogli myśleć o planowaniu rodziny. Wcześniej nie.

Czyli w momencie zwiastowania Maryja nie mogła mieć dzieci?
Absolutnie! W momencie zwiastowania małżeństwo Maryi i Józefa jest dopiero po tym pierwszym etapie. Czyli oczekujemy jeszcze, kiedy Józef będzie mógł Maryję do domu wziąć. I ona dokładnie to mówi w rozmowie z aniołem: - Dobrze, wiem, że zostanę matką, ale póki co ja jeszcze męża „nie znam”, to znaczy nie współżyłam z nim.

Anioł odpowiada – parafrazując: - Wiem, wiem, rozumiem o co Ci chodzi, ale to nie w ten sposób staniesz się matką. Matką staniesz się w ten sposób, że żadnego udziału nie będzie miał w tym Twój mąż. Duch Święty na Ciebie zstąpi, to się stanie w sposób cudowny. Maryja dokładnie rozumie swoją sytuację. Nie jest „pierwszą naiwną”. Wie skąd się biorą dzieci i rozumie, co się wydarzy. Z jednej strony Pan Bóg ją powołał i dał zadanie, ale z drugiej strony ona wyjdzie potem w ciąży na zewnątrz i co ludzie powiedzą? Że była niewierną swojemu mężowi. Co więcej, sam jej mąż pomyśli: - Przecież to nie jest moje dziecko! Nie mogliśmy się ze sobą spotykać, nie współżyliśmy. Wobec tego jak Maryja ma to wytłumaczyć ludziom? Powiedzieć: - No wiecie, przyszedł anioł, wszystko Pan Bóg zarządził? Wiadomo, że to są bajki dla małych dzieci. Nikt normalny by w to pewnie nie uwierzył. Dlatego Maryja mówiąc Bogu „tak”…

Ryzykowała swoje życie?
Absolutnie! W tym wydarzeniu jest o wiele większy ciężar gatunkowy niż by się wydawało oczom przeciętnego amatora dzieł sztuki, który ogląda obraz pięknego skrzydlatego młodzieńca, stojącego przed spuszczającą wzrok kobietą i mówiącego: proszę bardzo, tak się to wydarzy. Tam jest dramatyzm, bo Maryja rzuca po prostu na szalę swoją reputację i swoje życie. Takie kobiety, którym udowodniono niewierność pomiędzy jednym a drugim etapem zaślubin po prostu kamienowano.

Pozostało jeszcze 76% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Wojciech Rogacin

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.