Małżeństwa z Ustki pszczoły nie zaskakują, ale towarzyszą im od lat

Czytaj dalej
Fot. Archiwum rodzinne
Zbigniew Marecki

Małżeństwa z Ustki pszczoły nie zaskakują, ale towarzyszą im od lat

Zbigniew Marecki

Po napisaniu pracy magisterskiej o pszczołach dostali w prezencie od sąsiadki pierwszy ul. Natomiast za pieniądze od weselnych gości kupili swoją pierwszą pasiekę - 19 uli.

Irena i Zbigniew Wiąckiewczowie z Ustki razem i zarazem z pszczołami żyją już 34 lata. Ich wspólna życiowa przygoda zaczęła się pod koniec lat 70. ub. wieku w Olsztynie. Tam spotkali się na studiach w Akademii Rolniczo-Technicznej.

Obydwoje dostali się na zootechnikę. Pani Irena była dziewczyną z Możdżanowa, która kilka miesięcy wcześniej zdała maturę w liceum. On był „krzyżakiem” spod Malborka, po Technikum Hodowlanym w Nowym Stawie, który z miłości do rolnictwa zrezygnował z indeksu na socjologię, zaoferowanego mu ze względu na bardzo dobre wyniki nauczania. Obydwoje zamieszkali w sąsiadujących pokojach w akademiku.

Przez żołądek do serca
- Mama Ireny piekła bardzo dobre ciasta i kurczaki, które często przysyłała do akademika. Irena nie miała nic przeciwko temu, abyśmy się z kolegami tymi łakociami częstowali - opowiada pan Zbigniew.

Pogadanki przy stole młodych zbliżały. Na dodatek pojawiło się inne wspólne zainteresowanie - podglądanie pszczół w uczelnianej pasiece, gdzie wspólnie z kolegami bardzo często się spotykali.

Przez dwa i pół roku przyglądali się pszczołom, które tak ich zaintrygowały, że w ramach dodatkowego fakultetu zaczęli studiować pszczelarstwo. Gdy przyszedł czas pisania pracy magisterskiej, ich promotor - doc. Jerzy Bobrzecki - zaproponował, aby napisali ją wspólnie i poświęcili badaniu żywienia pszczół różnymi pokarmami i jego efektami. Pod koniec tego doświadczenia już wiedzieli, że będą razem. Pracę napisali i obronili na bardzo dobre oceny.

- Gdy dowiedziała się o tym pani Kalistowa, sąsiadka mojej mamy z Możdżanowa, podarowała nam jeden ze swoich uli. Wraz z zamieszkującą w nim pszczelą rodziną postawiliśmy go w ogrodzie rodziców - wspomina dzisiaj pani Irena.

Tego samego roku 30 lipca, w piękny dzień odbyły się ich ślub i udane wesele. - Za pieniądze od gości kupiliśmy sobie naszą pierwszą pasiekę. 19 uli sprzedała nam pani Rosińska, która po śmierci męża likwidowała ich rodzinną pasiekę - dodaje pan Zbigniew.

Pegeer im nie pasował
Choć w czasie studiów na wszelki wypadek ukończyli także studium pedagogiczne, to najpierw spróbowali szczęścia w zawodzie magistra zootechniki. Zatrudnili się w pegeerach. On trafił na staż w Wytownie, a ona - w Gąbinie. Obydwa pegeery należały do kombinatu Objazda w gminie Ustka.

- To był czas, gdy państwowe rolnictwo już się rozpadało. Nie odpowiadały nam panujące tam stosunki. Gdy się zorientowałam, że jedyne oczekiwanie, jakie ma wobec mnie mój pracodawca, to pilnowanie, aby pasze trafiały do krowich koryt, a nie zostały ukradzione, to straciłam serce do tej pracy, bo jednak nie po to studiowałam tyle lat zootechnikę - opowiada pani Irena.

Jednak ostatecznego wyboru dokonali, gdy kierownictwo pegeeru zaczęło im szykować mieszkanie w poniemieckim pałacu. Wtedy zdecydowali, że spróbują się jednak związać ze szkolnictwem.

Zostali nauczycielami
- Wielkiego wyboru nie mieliśmy, bo w szkole rolniczej w Słupsku nie było wolnych miejsc pracy. Zdecydowaliśmy się więc na pracę w małych wiejskich podstawówkach - relacjonuje pan Zbigniew.

Uczyli praktycznie wszystkiego. Szybko okazało się, że podczas studium dostali na tyle solidne przygotowanie, że radzili sobie z nowymi obowiązkami.

- Mnie było łatwiej się przedstawić, bo już w dzieciństwie chciałam być nauczycielką. Na szczęście mąż mógł uczyć w klasach starszych - uważa pani Irena.

Ona uczyła w szkole w Duninowie, on - w Pęplinie. Stamtąd 3 maja 1984 roku trafił do Szkoły Podchorążych Rezerwy w Elblągu. - Zanim mąż wyjechał do wojska, zdążyliśmy tylko zrobić wiosenny przegląd uli. W rezultacie na pierwsze miodobranie zostałam sama, ale poradziłam sobie. Byłam na tyle odważna, że do pracy w pasiece chodziłam w bikini i jakoś mnie pszczoły nie pogryzły - śmieje się pani Irena.

Samodzielne mieszkanie
Po dwóch latach wspólnego mieszkania z rodzicami pani Ireny pojawiła się szansa na pierwsze samodzielne mieszkanie w domu nauczyciela w Pęplinie.

- Właściwie to była ruina dość kiepsko wyremontowana. Na początku musieliśmy w tym mieszkaniu wiele zrobić sami, włącznie z ułożeniem nowej podłogi i jej lakierowaniem. Za domem mieliśmy jednak 36-arowy ogródek, gdzie przenieśliśmy swoją pasiekę. Byliśmy bardzo szczęśliwi. Dlatego wkrótce postanowiliśmy, że teraz przyszedł czas na dzieci - mówi pan Zbigniew.

Starszy syn Mateusz urodził się w 1987 roku. Trzy lata później na świat przyszedł Michał. - Trzeciego dziecka się nie doczekaliśmy, bo ta ostatnia ciąża zamarła. To było przykre doświadczenie, ale trzeba było żyć dalej, bo chłopcy rośli i dostarczali nam wiele radości - mówi pan Zbigniew.

Strach przed uczuleniem
Wkrótce okazało się, że Michał jest uczulony na jad pszczeli. Po pierwszym użądleniu trochę spuchł. Wtedy miał tylko dwa latka. Efekt kolejnego użądlenia był groźniejszy, bo zrobił się czerwony i zaczął się dusić. Szybko zdecydowali, że pszczoły trzeba oddalić od domu. - To jednak do końca nie wyeliminowało zagrożenia, więc potem staraliśmy się cały czas chronić Michała, który nie bał się pszczół. Mimo to , gdy miał pięć lat, pewnego dnia usłyszeliśmy w naszej pasiece przeraźliwy krzyk Mateusza. Okazało się, że tak zareagował, gdy na podwórku u sąsiadów pszczoła użądliła Michała. Choć nasz młodszy synek nie miał wtedy nawet 5 lat, to zaraz pobiegł do lodówki, gdzie znalazł strzykawkę i wbił ją sobie w nogę, aby podać lek - dodaje pani Irena.

Syn ich zaskoczył
Później już nie było tak dramatycznych wydarzeń, choć pszczoły wciąż towarzyszyły Wiąckiewiczom. Nadal dzielili czas między pracę w szkołach a zajęcia w pasiece. Szczególnie ciężko było zwykle w czerwcu, kiedy koniec roku szkolnego zbiegał się z miodobraniem.

Mimo to zawsze byli obowiązkowi i na czas oraz dobrze przygotowani do lekcji przychodzili do szkoły. Doceniali to przełożeni. Z tego względu już po trzech latach nauczania w Szkole Podstawowej w Pęplinie pan Zbigniew został jej kierownikiem. Potem wygrał konkurs na dyrektora SP w Charnowie, a jego żona jeszcze kilka lat kierowała placówką w Pęplinie. Lata mijały szybko, więc gdy minęło im ponad 30 lat w zawodzie, mogli przejść na wcześniejszą emeryturę. Mimo to nie rozstali się z oświatą, bo pan Zbigniew przez 8 lat na pół etatu kierował Gminnym Zespołem Ekonomiczno-Administracyjnym Szkół przy gminie Ustka, a pani Irena miała kilka godzin zajęć w szkole.

Teraz już tylko zajmują się swoimi pszczołami. Mają też sporo czasu dla synów, którzy zdążyli się usamodzielnić. Starszy został architektem, a młodszy właśnie kończy licencjat z zarządzania i inżynierii produkcji w Akademii Pomorskiej w Słupsku.

- Kilka lat temu jednak nas zaskoczył, gdy oznajmił, że chce zostać pszczelarzem. Do tej pory nie wiem, czy to dobra decyzja, ale Michał, aby ją zrealizować, musiał się odczulić, bo choć jest już dorosły, to nadal jad pszczeli jest dla niego niebezpieczny. Początkowo pomagała mu w tym lekarka z Olsztyna, która wszczepiała mu niewielkie dawki jadu pszczelego. Po pierwszej sesji zemdlał i trafił do szpitala, ale się nie poddał i jeździł na kolejne sesje. Po roku mógł już rozpocząć rutynowe odczulanie w szpitalu w Gdańsku. Po pięciu latach okazało się, że nie udało się jeszcze całkowicie go odczulić. Dlatego teraz przechodzi kolejny cykl odczulania, ale już pracuje z pszczołami, a zdarzające się od czasu do czasu użądlenia nie są już tak groźne. Przeciwnie, powodują, że może już rzadziej jeździć na odczulanie - mówi pani Irena.

W rezultacie rodzice mają więcej wolnego czasu, który poświęcają na wspieranie innych pszczelarzy.

Zbigniew Marecki

Jestem dziennikarzem "Głosu Pomorza". Mieszkam w Słupsku. Zajmuję się codziennymi sprawami mieszkańców Słupska i regionu słupskiego. Interesują mnie ludzie, życie społeczne i polityczne, gospodarka, samorząd i historia regionalna.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.