Masowy odstrzał dzików jest sprzeczny z etyką myśliwych

Czytaj dalej
Fot. 123rf
Maria Mazurek

Masowy odstrzał dzików jest sprzeczny z etyką myśliwych

Maria Mazurek

Władza przed wyborami postanowiła „zadbać” o rolników. Znalazła więc chłopca do bicia: dzika. Wypowiedziała mu wojnę. O tym zjawisku rozmowa z Jackiem Zygmuntem, myśliwym i prawnikiem, sędzią Okręgowego Sądu Łowieckiego.

Czy dzik to miłe zwierzę?

Nie używałbym takiego określenia w stosunku do dzikich zwierząt.

Ale kuzynka dzika - świnia - potrafi zaprzyjaźnić się z człowiekiem, być wierna, szybko się uczy…

Tak słyszałem. Co nie szkodzi nam tychże - jak to pani mówi - kuzynek (osobiście rezerwuję takie terminy wyłącznie dla gatunku ludzkiego) jeść w ogromnych ilościach. Wieprzowina jest najczęściej spożywanym mięsem w wielu krajach. W Polsce, z tego co wiem, również. I to pozyskana z przemysłowych hodowli, gdzie zwierzęta są cały czas trzymane w niewoli, gdzie rodzą się, są zapładniane, a w końcu - zabijane. Też w sposób przemysłowy. Byłem kilka razy w hodowlach i ubojniach. Według mnie to, co tam się dzieje, jest wielokrotnie bardziej dojmujące niż jakiekolwiek polowanie, w którym brałem udział.

Rozumiem ten punkt widzenia. Ale inni powiedzą, że to zabijanie zwierząt żyjących na wolności jest większym
barbarzyństwem.

Bo te w hodowlach nigdy nie zaznały wolności? Rodzą się - skazane na zabicie przez człowieka?

Tak.

To jest przecież intelektualnie nędzne. Myśląc w ten sposób, moglibyśmy przywrócić niewolnictwo - przecież w czasach rzymskich los ludzi rodzących się w niewoli też był zazwyczaj przesądzony.

Widzi pan, jak duża część społeczeństwa nie znosi myśliwych?

Tak. Nasza kultura wyrasta na racjonalnym gruncie, ale zaczynają zwyciężać w niej mity i emocje. To, co słyszę na temat łowiectwa, jest często pozbawione racjonalnego jądra. W ostatnich latach - nie bez wpływu na to jest sytuacja polityczna w kraju, napięcia, podziały - to się intensyfikuje. Obserwuję często taką zależność: jeśli ktoś jest przeciwny obecnej władzy, automatycznie jest też przeciwny łowiectwu. Pan profesor Szyszko, czyniąc (w mojej ocenie zupełnie niepotrzebne) awanse w stosunku do myśliwych, stał się antybohaterem środowisk przeciwnych łowiectwu. Pasjonatem łowiectwa jest również ekscelencja arcybiskup generał Leszek Sławoj Głódź. Więc w świadomości wielu ludzi utarło się, że środowisko myśliwych sympatyzuje z obecną władzą i odwrotnie.

A przecież myśliwym jest też Bronisław Komorowski?

Nie tylko. Myśliwym jest też chociażby pan mecenas Władysław Pociej, obrońca „pogromcy limuzyny rządowej” (mam na myśli ten nieszczęsny wypadek z seicento). Trudno więc przypisać myśliwym zaangażowanie po jednej ze stron. Jednak gdy obserwowałem działania pana ministra Szyszki - zanim mogłem obserwować ich rezultaty - byłem przekonany, że społeczeństwo będzie miało takie wrażenie. Mimo że - trzeba to sobie powiedzieć - w rezultacie my wcale żadnych przywilejów od obecnej władzy nie dostaliśmy. Przeciwnie. W zeszłym roku została znowelizowana ustawa o łowiectwie: teraz przewodniczącego zarządu Polskiego Związku Łowieckiego (a przynależność do tego stowarzyszenia jest w Polsce jedyną możliwością, by polować) mianuje minister ochrony środowiska. Wprawdzie spośród trzech przedstawionych przez PZŁ kandydatów, ale jednak można to odbierać jako zamach na naszą samorządność, którą się do tej pory cieszyliśmy (z pewnymi problemami - trzeba dodać). Poza tym obecna władza wprowadziła - moim zdaniem niekonstytucyjny - zakaz uczestnictwa młodzieży do lat 18 w jakiejkolwiek formie w polowaniach. Czyli: idąc w łowisko, na ambonę, nie mogę zabrać swojego młodszego syna.

Dlaczego, pana zdaniem, to zakaz niekonstytucyjny?

Ponieważ państwo zabiera mi prawo do wychowywania własnego dziecka. Podkreślę, że chodzi oczywiście o bierne uczestnictwo - to, że dziecko nie może aktywnie polować, normują inne przepisy, z którymi nie dyskutuję. Natomiast zabranie dziecka na łono przyrody, aby towarzyszyło nam w polowaniu, jest niepowtarzalnym doświadczeniem rodzicielskim. Wspólnych wspomnień - mówiliśmy o tym, negując ten zakaz - przecież nie tworzy się na kanapie. Oczywiście, trzeba brać pod uwagę wrażliwość młodych ludzi, stopień dojrzałości emocjonalnej itd. Ale dziecko można wychować w agresji, nie opuszczając z nim nigdy mieszkania.

Powracając do dzików…

Sus scrofa. Niezwykle ważne w ekosystemie zwierzę: fantastycznie dba o higienę środowiska, oczyszcza je z padliny, z niektórych pędraków, pasożytów, jest pożywieniem dla wilków. Mówi się nawet, że intensywna obecność dzików przeszkadza w mnożeniu się kleszczy. Chyba pierwszy raz myśliwi (w każdym razie ich duża część, w tym ja) i ich przeciwnicy wyrazili wspólne stanowisko: nie chcemy „rzezi” dzików. W tej sprawie my i radykalni obrońcy przyrody (wolę nie używać określenia „ekolodzy”, gdyż w moim głębokim przekonaniu każdy prawy myśliwy jest też ekologiem) się zgadzamy.

Każdy prawy myśliwy jest, według pana, ekologiem?

Jestem przekonany, że dobry myśliwy musi być zarazem miłośnikiem przyrody. Prawo łowieckie mówi: „łowiectwo, jako element ochrony środowiska przyrodniczego, w rozumieniu ustawy oznacza ochronę zwierząt łownych i gospodarowanie ich zasobami w zgodzie z zasadami ekologii”. Artykuł pierwszy ustawy. Powiem też, o czym mówi artykuł drugi. Otóż „zwierzęta w stanie wolnym, jako dobro ogólnonarodowe, stanowią własność Skarbu Państwa”.

Niezbyt podoba mi się to sformułowanie. Już w nim zawiera się poczucie wyższości nad zwierzętami.

To jest nasza kultura. Antropomorfizacja zwierząt, ich uczłowieczanie, jest z nią sprzeczne. Choć szacunek do zwierząt oczywiście zachować trzeba. W moim otoczeniu nie ma ani jednego myśliwego, który by się godził na przysparzanie zwierzętom niepotrzebnych cierpień. Tak, pozbawiamy ich życia, ale mamy swoją łowiecką etykę. Do złamania której próbuje przekonać nas teraz władza. Ale po kolei: to Skarb Państwa jest właścicielem zwierząt. Co oznacza, że to nie wyłącznie myśliwi decydują o tym, ile zwierząt, jakiego gatunku, w jakim okresie - mamy pozyskać. To są ustalenia, w których bierze udział szereg organów administracji, izby rolnicze, przedstawiciele lasów państwowych, dyrektorzy parków narodowych. Dodam jeszcze, że wbrew powtarzanym przez niektórych bzdurom, my na łowiectwie nie zarabiamy. Realizując te plany, za wszystko płacimy sami, od początku do końca. Co więcej, jeśli myśliwy pozyska zwierzynę i chce wziąć mięso dla swojej rodziny, musi za nie zapłacić.

Jak dużo?

To zależy od okresu, rejonu, kraju, gatunku.

To ile - mniej więcej - trzeba zapłacić np. za sarenkę?

Za sarenkę? Słyszała pani o syndromie Bambie? Chodzi, w uproszczeniu, o antropomorfizację przyrody, nadawanie jej ludzkich i wyłącznie pozytywnych cech. Zatem, poruszając się w tej stylistyce: za kilogram „sarenki Bambie” (choć animowana Bambie była akurat przedstawicielem amerykańskiego jelenia) myśliwy musi zapłacić kilkanaście złotych. Oczywiście, znane są przypadki nieuczciwości, kiedy myśliwy nie zgłosi pozyskania zwierzyny i weźmie mięso dla siebie. Tymi naruszeniami prawa i etyki łowieckiej zajmuje się w ramach PZŁ sąd łowiecki, w którym pełnię funkcję sędziego. Za takie przewinienia może zostać nałożona kara wykluczenia ze Związku. Czyli, w praktyce - dożywotni zakaz polowania.

Pan mówi, że na łowiectwie się nie zarabia. A przecież władza wyznaczyła jakieś pieniądze za odstrzał dzików?

To pierwszy taki przypadek, który pamiętam. Uważam ten pomysł za sprzeczny z etyką łowiecką. Proszę zwrócić uwagę, że najwyższa premia - 650 złotych - jest przyznawana za pozyskanie lochy. Jednocześnie przedłużono okres polowań do końca lutego. W tym okresie, po tak zwanej huczce, część loch jest już prośna. Oczywiście, nie ma nakazu strzelania do prośnych loch, ale jeśli mówi się „w tym okresie strzelajcie do loch” i daje się za to najwyższą premię - to pozwala się, żeby prośne lochy ginęły. To jest pomysł rządowy, myśliwi (w mojej ocenie, nie tylko mojej) zostali wykorzystani przez władzę do celów politycznych. Mamy rok wyborczy, władza, jak każda władza, chce reelekcji. Istotnym elektoratem PiS-u są mieszkańcy wsi, a więc rolnicy. Korzystnie zrobić coś, żeby tych rolników do siebie przekonać. Zatem wypowiedziano walkę z ASF, czyli afrykańskim pomorem świń, wykorzystując do tej walki myśliwych - ewentualne niepowodzenie spadnie przecież na nich.

Powiedzmy sobie o ASF.

To choroba wywoływana przez wirus, który przywędrował do Europy z Afryki. Jego nosicielem i ofiarami są dziki. ASF jest niegroźny dla człowieka, ale potrafi zdziesiątkować hodowle świń, jak to pani określiła - kuzynek dzików. W Polsce ASF pojawił się w 2014 roku, ale teraz, w obliczu nadchodzących wyborów, rząd - aby „chronić” interesy hodowców trzody chlewnej - przyjął strategię bardzo drastycznej redukcji populacji dzika (a w zasadzie, biorąc pod uwagę pisma resortu, praktycznej eksterminacji gatunku na części terytorium kraju). Ma pani przykład, jak to działa: państwo jest właścicielem zwierzyny, więc żąda od myśliwych - jak to się mówi popularnie - rzezi dzików. Czyli chce się wysłużyć myśliwymi, nie biorąc pod uwagę zasad ich etyki: tego, że nie strzelamy do zwierząt w okresie ochronnym, że mamy dbać o ochronę ekosystemu. Zresztą, pozyskanie dzików było na wysokim poziomie już w ostatnich latach - i wydaje się, że wcale nie przyniosło rezultatów w walce z ASF.

Czy więc masowy odstrzał dzików - oprócz tego, że może zaburzyć ekosystem i jest niezgodny z waszymi zasadami - jest w ogóle skutecznym narzędziem walki z ASF?

To ja zadam pani inne pytanie: jak wirus trafia do hodowli trzody? Czy to dzik podbija kartę i wchodzi na teren chlewni?

No nie, człowiek to musi przenosić.

Otóż to. Wektorem rozprzestrzeniania się ASF są ludzie - mogą wnieść wirus na teren hodowli na obuwiu, na odzieży. Po tym, jak afrykański pomór świń wykryto w Polsce, hodowcy trzody chlewnej zostali zobowiązani do wdrożenia pewnych zasad bioasekuracji. Chodzi o zakup mat odkażających, przestrzeganie reżimu sanitarnego i tak dalej. W 2017 NIK przeprowadził kontrole hodowli. Okazało się, że 74 procent gospodarstw nie miało odpowiednich zabezpieczeń. Klucz jest tu: resort nie poradził sobie z wprowadzeniem tego programu (oczywiście część hodowców była niechętna, bo to dodatkowa praca i koszty), więc trzeba było znaleźć sobie chłopca do bicia. Oczywiście, z perspektywy rolników dziki to szkodniki; część tego środowiska chciałaby, żebyśmy rozwiązali problem poprzez drastyczną redukcję populacji. Prześlę pani list otwarty środowiska naukowego w sprawie redukcji populacji dzików ponad 160 naukowców z całej Polski, ekspertów z dziedziny ekologii, biologii, napisało otwarty list do premiera Morawieckiego, postulując natychmiastowe wstrzymanie masowych odstrzałów dzików. Podpisanych jest pod nim wiele naukowych autorytetów. Przekonują w tym piśmie, że takie podejście jest archaiczne i nieskuteczne - wybijanie populacji nie zlikwiduje problemu ASF, a może pozbawić nas, na wiele lat, niezwykle istotnego elementu bioróżnorodności. Autorzy piszą m.in. „zmasowane polowania na dziki walnie przyczynią się do roznoszenia wirusa”. Korzystajmy z dorobku naukowego.

Paradoks sytuacji: myśliwi są zgodni z „zielonymi”.

Jestem przekonany, że tym razem oba środowiska stoją po stronie rozsądku i nauki.

Proszę mi jeszcze powiedzieć, bo może trudno to zrozumieć ludziom niepolującym: co takiego jest w tej pasji?

Co spowodowało, że Adam Mickiewicz pisał tak piękne strofy na temat polowania na niedźwiedzia? Że Puszkin tak pięknie opisywał łowiectwo? I Lermontow? Długo można by mówić o pasji łowieckiej, ale trzeba wykazać się odrobiną dobrej woli, żeby to zrozumieć.

Spróbujmy.

Dla wielu z nas to jest przede wszystkim obcowanie z przyrodą. Ale też sposób pozyskiwania najzdrowszego mięsa - jeśli spojrzeć na składniki odżywcze, zawartość witamin, minerałów, to dziczyzna jest najzdrowszym mięsem, jakie oferuje nam nasza ojczyzna.

A nie jest tak, że celując w zwierzę, patrząc mu w oczy, wy czujecie jakiś rodzaj ekscytacji?

Gatunek ludzki ma ponad 30 tysięcy lat. Większość z tego czasu żyliśmy z polowań. Zanim człowiek osiadł w jednym miejscu, opanował rolnictwo - zajmował się łowiectwem i zbieractwem. Nie chcę przez to powiedzieć, że łowiectwo nie powinno się zmieniać, dostosowywać do świata. Powinno. Ale jest może w tym momencie, o który pani pyta, jakiś biologiczny instynkt.

Maria Mazurek

Jestem dziennikarzem i redaktorem Gazety Krakowskiej; odpowiadam za piątkowe, magazynowe wydanie Gazety Krakowskiej. Moją ulubioną formą jest wywiad, a tematyką: nauka, medycyna, życie społeczne. Jestem współautorką siedmiu książek, w tym czterech napisanych wspólnie z neurobiologiem, prof. Jerzym Vetulanim (m.in. "Neuroertyka" i "Sen Alicji"), kolejne powstały z informatykiem, prof. Ryszardem Tadeusiewiczem i psychiatrą, prof. Dominiką Dudek. Moją pasją jest łucznictwo konne, jestem właścicielką najfajniejszego konia na świecie.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.