Masz 15 minut? Tyle ci potrzeba, żeby uratować życie pana Sławka

Czytaj dalej
Fot. Archiwum rodzinne
Dorota Witt

Masz 15 minut? Tyle ci potrzeba, żeby uratować życie pana Sławka

Dorota Witt

Pierwszą rzeczą, jaką pan Sławek zrobi, kiedy wyjdzie ze szpitala będzie lot szybowcem. A może nie, może najpierw weźmie się za konstruowanie maszyn w garażu?

Bo na morsowanie to nie ta pora roku, niestety. A gdyby tak od razu wybrał się z żoną, jak ostatnio, na 50-kilometrową przejażdżkę rowerową wokół Torunia? Chyba że w okolicy organizowany będzie charytatywny maraton. Wtedy pobiegnie. Zanim jednak pan Sławek stanie przed tym dylematem, musi wyzdrowieć.

Rodzina czeka pod oknem

W styczniu (co roku) pan Sławek włącza się w finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Przygotowywał koszulki z logo klubu morsów na licytację, a gdy trzeba było, chwytał za mikrofon albo kąpał się w basenie z lodowatą wodą, by zmobilizować uczestników finału do szerokiego otwierania serc i portfeli. W marcu, kiedy okazało się, że trudno jest kupić maseczki, pan Sławek odkurzył swoją maszynę do szycia i obdarował maseczkami bliższych i dalszych znajomych. W maju dowiedział się, że ma ostrą białaczkę limfoblastyczną.

- Słabiej się czuł, myślał, że to może coś z sercem. Przed wizytą u kardiologa zrobił standardowe badanie krwi. Kiedy chciał odebrać wyniki, usłyszał, że natychmiast trzeba je skonsultować z hematologiem - opowiada pani Beata, żona Sławomira Gruszki.

Jest lipiec. Pan Sławek w szpitalu, przyjmuje kolejną już chemię w tabletkach. Ze względu na zagrożenie epidemiologiczne nie można go odwiedzać.

- Stajemy całą rodziną pod szpitalem, by wiedział, że jesteśmy z nim. Ostatnio podszedł już do okna bez balkonika. To dla nas dużo znaczy, bo był moment, po przyjęciu kroplówek z chemią, że jego stan pogorszył się na tyle, że trafił na kilka tygodni pod specjalistyczną aparaturę. A więc wystajemy pod tym szpitalem wszyscy razem. Ostatnio wnuczka narysowała ogromną laurkę. Musiała być duża, żeby dziadek mógł ją podziwiać z wysokości. Przesyłamy sobie zdjęcia, rozmawiamy przez telefon. Czekamy, aż będzie mógł wrócić do domu.
I na znalezienie bliźniaka genetycznego, dawcę szpiku. Sami, całą rodziną, w bazie dawców są już od lat.
- Co mu da ten podarowany szpik?
- Życie - mówi panie Beata. Znają się już 18 lat.
- Moja siostra studiowała w Toruniu. Pewnego razu przywiozła Sławka ze sobą w nasze rodzinne strony, do Mrągowa. Tak się poznaliśmy. I tak już zostało.
- Może lepiej nie pisać, że podkradła pani siostrze narzeczonego?
- Rzeczywiście zabawnie to brzmi. O to, jak to dokładnie było, trzeba by zapytać Sławka: co w tym naszym przypadkowym spotkaniu było naprawdę przypadkowe... Po paru latach zamieszkaliśmy razem w Toruniu. Od początku wiedziałam, że ze Sławkiem nie będę się nudzić: on, kiedy akurat nie konstruuje maszyn we własnym garażu, pędzi na lotnisko, by polatać szybowcem. Jeśli nie bierze udziału w rowerowej masie krytycznej, morsuje i to w najsroższe mrozy. Jeśli akurat nie ma w okolicy żadnego charytatywnego biegu, prowadzi ze strażakami szkolenie z ratownictwa lodowego. Z tym bieganiem to zresztą wyszło zabawnie: bo to ja miałam uprawiać jogging. I biegałam: przez dwa tygodnie codziennie. Aż cały zapał wyparował. Wtedy pałeczkę przejął Sławek, tyle że u niego zapał nie słabnie od lat. Pewnego razu wyjechaliśmy odpocząć nad morzem. Ale w drodze na plażę wpadł nam w oko plakat zapraszający na bieg uliczny. Zamiast więc położyć się na rozgrzanym piasku, Sławek ustawił się na linii startu.

Bliźniak pilnie poszukiwany

- Nowotwór krwi. W Polsce co 40 minut ktoś słyszy taką diagnozę, a to oznacza, że choruje ponad 13 000 osób rocznie. Blisko 700 pacjentów kwalifikowanych jest do przeszczepienia szpiku od dawcy niespokrewnionego – mówi Anna Grad z Fundacji DKMS, która prowadzi największy w kraju rejestr dawców szpiku. Jest w nim już niemal 1 700 000 osób, wszystkich zarejestrowanych w Polsce kandydatów na dawców szpiku mamy ponad 1 800 000, a wszystkie ich bazy współpracują ze sobą, wszystkie też są w kontakcie z podobnymi bankami dawców z całego świata. Kiedy Polak szuka bliźniaka genetycznego, a dawcą szpiku nie może zostać nikt z jego bliskich, najpierw przeszukiwana jest polska baza, jeśli to nie da efektu, poszukiwania stają się międzynarodowe.

Szpik jest ratunkiem dla osób cierpiących na blisko 200 różnych chorób. Oddanie go jest w większości przypadków bezproblemowe. Zdecydowanie częściej pobiera się go metodą, która przypomina nieco dawstwo krwi: pobiera się komórki macierzyste z krwi obwodowej (realizuje się w ten sposób 85 proc. wszystkich pobrań). Trwa to 4-5 godzin, ale po wszystkim dawca po prostu idzie do domu. W 15 na 100 przypadkach lekarze decydują o pobraniu szpiku z talerza kości biodrowej. Zabieg jest wykonywany w pełnej narkozie i dlatego dawca musi pozostać po zabiegu na obserwacji (zwykle trzy doby), ale to właściwie jedyna uciążliwość dla niego (niektórzy skarżą się na lekkie pobolewanie biodra, które jednak szybko ustępuje).
- Wokół tej drugiej metody narosło sporo mitów - powiedzmy zatem jasno: nie pobieramy szpiku z kręgosłupa, zabieg jest bezpieczny - mówi Anna Grad.

Wystarczy kwadrans

Dawcą szpiku można zostać nie tylko jeden raz w życiu, dlatego nie ma obaw, że jeśli udzielimy pomocy bliźniakowi genetycznemu, z którym nie jesteśmy spokrewnieni, w przyszłości nie będziemy mogli pomóc bliskim, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Najważniejsze jest jednak to, by się zarejestrować w bazie dawców szpiku. I właśnie na to potrzeba piętnastu minut. Wystarczy wypełnić formularz online i poczekać na listonosza. Przyniesie pakiet, w którym znajdą się patyczki do pobrania wymazu z wewnętrznej strony policzka. Po odesłaniu pakietu rejestracyjnego czekamy już tylko na potwierdzenie rejestracji, a potem - sygnał, że nasz bliźniak potrzebuje pomocy.

Jak zostać dawcą szpiku?

Dorota Witt

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.