Mroczne tajemnice więziennych korytarzy i cel czasami trafiają przed sąd

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Szkocki
Mariusz Parkitny

Mroczne tajemnice więziennych korytarzy i cel czasami trafiają przed sąd

Mariusz Parkitny

W zakładach karnych większość konfliktów skazani załatwiają między sobą w celach. Dziwnie pojęty honor lub strach przed zemstą nie pozwala ofiarom zawiadamiać strażników. Ale są takie sprawy, gdy zbrodni nie da się ukryć, bo nagra ją monitoring albo ciało więźnia strażnicy znajdą przy więziennej pryczy.

Oskar od pięciu lat siedzi w więzieniu na terenie Aresztu Śledczego w Szczecinie. Za napad w 2018 r. dostał 6,5 roku więzienia. W 2021 r. zbliżał się termin, w którym mógł zacząć starania o warunkowe przedterminowe zwolnienie. I właśnie wtedy postanowił chwycić za nóż w korytarzu więziennej kuchni. Dwa ciosy, jakie zadał Sebastianowi, wystarczyły, aby prokuratura oskarżyła go o usiłowanie zabójstwa. A sąd skazał go na 12 lat więzienia.

Oskar recydywista

- Działając z zamiarem bezpośrednim, usiłował dokonać zabójstwa pokrzywdzonego poprzez zadanie mu dwóch ciosów nożem w okolice jamy brzusznej, lecz zamierzonego celu nie osiągnął ze względu na obronną postawę pokrzywdzonego i jego ucieczkę - oskarżała prokuratura.

Ze względu na napad z 2018 r. Oskar odpowiadał w ramach recydywy, czyli powrotu do przestępstwa. A to na pewno nie jest okoliczność łagodząca.

- Pana resocjalizacja nie przebiega prawidłowo. To, że dopuścił się pan kolejnego, podobnego przestępstwa i to na terenie aresztu, to okoliczność obciążająca, bo areszt miał być tym miejscem, w którym pan miał pracować nad sobą - zauważyła sędzia Izabela Sołtyszewska.

Na nic się zdały tłumaczenia, że rany okazały się niegroźne, a w ogóle Oskar niewiele pamięta, bo miał atak psychozy. Właśnie na psychozie oparł nawet swoją linię obrony. I dlatego domagał się umorzenia spawy ze względu na niepoczytalność.

Niestety, psychoza, w którą człowiek wpędza się sam, odurzając się, nie zwalnia od odpowiedzialności karnej. Nawet jeśli z braku narkotyków, zdesperowany Oskar „wciągnął” nosem...proszek do prania. Tak przynajmniej podejrzewa sąd, bo w organizmie nie znaleziono narkotyków.

- Owszem miał pan psychozę, ale nie wywołaną chorobą psychiczną, a spowodowaną przez wprowadzenie się świadomie i dobrowolnie w odurzenie. A to nie jest powód, aby umorzyć sprawę w związku z niepoczytalnością. Biegli wskazali, że nie mógł pan pokierować swoim postępowaniem, ale tylko dlatego, że sam się wprowadził w takim stan. Podejrzewamy, że odurzył się pan proszkiem do prania tuż przed próbą zabójstwa współoskarżonego, dlatego w organizmie nie znaleziono narkotyków - dodaje sędzia Sołtyszewska.

Podsądny idzie w zaparte

Nie wiadomo też, w jaki sposób Oskar wszedł w posiadanie noża, choć zaatakował na korytarzu kuchni aresztu. Więźniowie pracujący w takim miejscu są pod szczególne czujnym okiem strażników. A jednak Oskar nóż miał.

I mimo że próbę zabójstwa widać jak na dłoni, bo nagrał ją więzienny monitoring, to Oskar idzie w zaparte i nie przyznaje się do winy.

- Zostałem sprowokowany przez pokrzywdzonego, a ze względu na stan psychozy nie panowałem nad sobą. Rany miały dwa milimetry głębokości, co świadczy, że nie chciałem zabić - przekonywał.

Tu ma rację. Według biegłych rany nie były głębokie. Miały od 2 do 3 milimetrów i nie ma już po nich śladu na ciele Sebastiana. Ale nie zmienia to faktu, że współwięzień mógł zginąć. Tym bardziej że po zadaniu tych ciosów Oskar nie uspokoił się.

- Na korytarzu oddziału kuchennego podszedł do przechodzącego obok niego Sebastiana i zadał mu najpierw jeden cios w jamę brzuszną. Gdy Sebastian odskoczył gwałtownie, sprawca próbował zadać drugi cios w okolice żeber. Nie poprzestał na tym. Gdy pokrzywdzony zaczął uciekać, gonił go po korytarzu kuchennym. Mimo że pokrzywdzonemu udało się schronić za bramką, napastnik próbował zadawać kolejne ciosy. Nie ma wątpliwości, jak doszło do tego przestępstwa i kto ponosi całkowitą winę - uzasadnia sędzia Sołtyszewska.

W pył sąd rozbił też historię oskarżonego, że powodem jego agresji był atak Sebastiana.

- To pan uderzył głową Sebastiana N. i to kilka godzin wcześniej, a nie tuż przed próbą zabójstwa. Tu nie było żadnej prowokacji, żadnego zastraszania ze strony pokrzywdzonego - zauważył sąd.

W tej sprawie nie było wielu okoliczności łagodzących. W zasadzie tylko przeprosiny, jakie Oskar wygłosił do Sebastiana na jednej z rozpraw. Zostały przyjęte. Sprawca ma też zapłacić 5 tysięcy zł zadośćuczynienia za stres, jaki Sebastian przeżył w związku z atakiem.

Wyrok nie jest prawomocny. Adwokat Sebastiana zapowiada apelację.

- Trzymaj się synu - powiedziała do Sebastiana mama, która wspierała go w sądzie.

Tajemnica celi 209

Konfliktu w celi nie da się też ukryć, gdy strażnicy odkrywają zwłoki skazanego, który nie stawił się na porannym apelu.
Mariusz K., ps. Maniek, zmarł w nocy z 30 na 31 marca 2021 r. w wieloosobowej celi zakładu karnego w Nowogardzie. Prokuratura podejrzewa, że został uduszony poduszką.

- Oskarżeni zabili go, działając wspólnie i w porozumieniu, uniemożliwiając oddychanie poprzez zamknięcie ust przy pomocy miękkiego narzędzia oraz uciskając górną część klatki piersiowej i przytrzymując go za nogi - oskarża.

Sprawa będzie trudna, bo szczeciński sąd musi się zmierzyć z więzienną zmową milczenia.

Służba więzienna znalazła ciało na podłodze celi. Wśród więźniów w celi byli grypsujący i niegrypsujący. Nie przyznają się do winy. Początkowo twierdzili, że nic w nocy nie słyszeli i nie widzieli. Sugerowali, że Maniek mógł przedawkować dopalacze albo umarł z przyczyn naturalnych, bo od pewnego czasu źle się czuł.

Do celi nr 209 trafił w 2020 r. Miał do odsiadki siedem lat za włamania w ramach recydywy. Pracownicy służby więziennej zauważyli, że ostatnio zaczął się zmieniać na lepsze, a może planował wyjść na prostą po odsiadce. Zapisał się nawet na kursy doszkalające z budowlanki i teatru. Ale od pewnego czasu ponoć ponownie miał brać dopalacze, po których był bardzo głośny, co miało przeszkadzać innym więźniom.

Śledztwo wykazało jednak, że ofiara ma rany m.in. na nogach i rękach, które mogły powstać od uderzeń o metalowe części łóżka podczas walki o życie. To jedna z poszlak, że oskarżony został zamordowany. Według biegłych umierał kilka minut. Zdaniem więźniów ślady, to efekt ćwiczeń fizycznych.

Proces ma ruszyć wkrótce.

Mariusz Parkitny

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.