
Czwarta edycja The Voice Senior. Na scenie Adam Wroński z Osiedla Przewłoka pod Ustką. Emeryt. Dwumilionowa publiczność na widowni i przed telewizorami szaleje. Jurorzy także.
Adam Wroński zakwalifikował się do programu The Voice Senior jako jeden z 40 uczestników. W sobotę, 21 stycznia, TVP2 wyemitowała kolejny odcinek Przesłuchań w ciemno z jego udziałem. Ten etap muzycznego talent show został nagrany latem. Występ Adama Wrońskiego zakończył się owacjami na stojąco. Wokalista przeszedł do następnego etapu za sprawą wszystkich jurorów.
Solista wybrał przepiękną piosenką Dżemu „Sen o Victorii”. I trafił w dziesiątkę! Nie próbował naśladować znakomitego Ryszarda Riedla, ale swoją interpretacją z rewelacyjnym finałem sprawił, że utwór ten zabrzmiał na nowo.
I to jest głos!
Jako pierwszy z trenerów odwrócił swój fotel Piotr Cugowski, choć chwilkę wcześniej obawiał się o nerwy uczestnika programu. Sekundę później zrobiła to Maryla Rodowicz, a następnie Alicja Węgorzewska. Najdłużej z decyzją czekał Tomasz Szczepanik, ale to właśnie jego drużynę wybrał wokalista, choć Piotr Cugowski nie ukrywał, że zabiega o Adama Wrońskiego.
- To jest głos! I to jest głos! - Piotr Cugowski nie krył zachwytu. - Wierzyłem w to, że opanujesz nerwy i tak też się stało. Zaśpiewałeś znakomicie. Jesteś kawałem głosu i należysz do elity uczestników tutaj.
- Ktoś kiedyś powiedział, że ptak, który siedzi na gałęzi, nie boi się, że spadnie, nie dlatego że nie ufa tej gałęzi, ale dlatego, że nie ufa tym skrzydłom. Jesteś mocnym, artystycznym ptakiem, który rozwija swoje skrzydła, aby lecieć wysoko. Jesteś artystyczną duszą - zwrócił się do Adama Wrońskiego Tomasz Szczepanik.
Wykonawca jako trenera wybrał Szczepanika, ale najpierw wytłumaczył się z tej decyzji, kierując słowa do Cugowskiego: - Proszę mnie nie zrozumieć źle, ja wszystkie pana piosenki śpiewam razem z panem, natomiast bardzo zainspirowała mnie „Barcelona”.
Chodziło o utwór autorstwa Tomasza Szczepanika.
- Ale mnie załatwił. Bez mydła. Szkoda - stwierdził Cugowski. - Nie jestem tak krasomówczy, jak Tomasz, który coś mu tam naopowiadał. Też się muszę tak nauczyć.
Z Gliwic nad morze
Pan Adam już odpowiedział na setki gratulacji - telefonicznych, na Facebooku i innych zewsząd płynących, napalił w kominku, bo w końcu - jak żartuje - celebryci też palą w piecu. Ma dla nas chwilę, więc posłuchajmy…
- Pochodzę z Gliwic, ale zawsze chciałem być marynarzem. Właśnie w Ustce. Sam o to prosiłem, bo tu było Centrum Szkolenia Specjalistów Marynarki Wojennej. Będę specjalistą! Takie młodzieńcze, szaleńcze marzenia - śmieje się Adam Wroński. - Do Ustki trafiłem w październiku 1975 roku. Ale kto zostawał na lądzie, służył tylko dwa lata, kto na morzu - aż trzy. Nie, nie „zdezerterowałem”. Po prostu wybrałem muzykę.
W sezonie Ustka tętniła życiem. Kurort odwiedzały rzesze artystów. Restauracje i kluby pękały w szwach. O wejściówkę trzeba było walczyć. Nad ranem imprezy przenosiły się na plażę.
- W Klubie Garnizonowym przy ulicy Mickiewicza graliśmy na dancingach sześć razy w tygodniu. To były czasy! Ustka potrafiła się bawić - wspomina pan Adam.
Po dwóch latach służby dostał Medal za Zasługi dla Marynarki Wojennej.
- Nie wiem, panie admirale, mówię do Ludwika Janczyszyna, czy mi się należy, bo ja tylko śpiewam. A on na to: „Chłopcze, przez tę jedną piosenkę zrobiłeś tyle, ile niejedna dywizja artylerii na poligonie” - wspomina muzyk.
A skąd pasja do śpiewania?
- Po mamie. Była osobą bardzo wierzącą - wspomina pan Adam. - Kiedy krzątała się w kuchni, otwierała okna i na cały głos śpiewała pieśni religijne. Wszyscy sąsiedzi wokół wiedzieli, że to pani Wrońska śpiewa.
To i Adaś zaczął. Na akademiach szkolnych, z gitarą. Na pierwszy liczący się występ przyszedł czas w 1972 roku.
- Zobaczyłem porozklejane na mieście afisze. „Mikrofon dla wszystkich”. Nawet w stutysięcznych Gliwicach to było wydarzenie - opowiada muzyk. - Myślę sobie, jak dla wszystkich, to może i dla mnie. Zająłem drugie miejsce i dostałem zaproszenie do działalności w klubie.
Wtedy pojawił się akompaniament, młody Adam śpiewał już nie tylko z gitarą. Warunki klubowe dawały samoukowi szanse na rozwój. W 1975 roku na artystycznej mapie reprezentanta Gliwic pojawiła się Zielona Góra z piosenką radziecką. Bez nagród, ale to się zaraz zmieni.
Brązowy Samowar i Złoty Pierścień
W 1976 roku Adam Wroński wziął udział w eliminacjach Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu.
- Wszyscy soliści w nich uczestniczyli. Kazali pojechać, to pojechałem. Tylko marne wyróżnienie dostałem. Może coś z repertuarem było nie tak? - śmieje się pan Adam.
Rok później w Kołobrzegu było zdecydowanie lepiej. A w 1977 na trasie znowu pojawiła się Zielona Góra. Wyjechał z Brązowym Samowarem.
- Nie! Nie śpiewałem o Leninie - zarzeka się wykonawca. - Żadnych takich treści. Wykonałem piosenkę „Ludzie mówią”.
Brązowy Samowar zdobyty na XIII Festiwalu Piosenki Radzieckiej Zielona Góra ‘77 sprawił, że piosenka ta została uwieczniona przez wydawnictwo muzyczne Muza na czarnym krążku (stereo!) laureatów festiwalu.
Tymczasem na XI Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu w 1977 roku 22-letni starszy mat porwał publiczność piosenką „Dwie pogody” i został laureatem Złotego Pierścienia w kategorii solistów amatorów. Konferansjer festiwalu, znany aktor Stanisław Mikulski, podkreślił, że wykonawca otrzymał także nagrodę Tomaszowa Mazowieckiego, organizatora eliminacji, oraz nagrodę honorową redakcji „Za wolność i lud” - Złotą Manierkę. Wszystkie te laury marynarz wyśpiewał piosenką Henryka Klejnego do słów Mirosława Łebkowskiego i Stanisława Wernera.
„Ważna jest tylko ta pogoda, którą w sercu będę miał. Ważna jest tylko ta pogoda, choć dokoła huczy szkwał” - te słowa melodyjnej piosenki natychmiast wpadały w ucho.
- Nie chciałem śpiewać państwowotwórczych piosenek, ani o karabinach, krzyżach czy zabijaniu. To mnie przerażało. Śpiewałem o codziennym życiu w wojsku, o pogodzie ducha. W tym nie było żadnej polityki - mówi wykonawca.
W roku 1977 w ogóle wiele się działo, bo w Kołobrzegu na widowni była już Hania jako pani Wrońska z maleńką Martą w brzuszku.
Poznał swoją przyszłą żonę też dzięki muzyce, bo Klub Garnizonowy współpracował ze Spółdzielnią Turystyczną „Gromada” w podusteckiej Wodnicy, a pani Hanna była tam kierownikiem kulturalno-oświatowym. W kwietniu minie 46 lat, odkąd ślubowali sobie przed ołtarzem. Mają dwoje dzieci - Martę i Mateusza, i pięcioro wnucząt.
Z tamtych czasów pozostało też wiele, wiele wspomnień.
- Gdy jako młody marynarz śpiewałem w Zielonej Górze, moją uwagę przykuł bar za pięknym amfiteatrem. Nie stać mnie było, żeby tam wejść. Patrzę, a w środku siedzi Czesław Niemen z Andrzejem Rosiewiczem. Przyklejam nos do szyby i przyglądam się mojemu idolowi. Niemen podniósł głowę, machnął do mnie ręką. Zawołał: Hej, marynarzu, czego się napijesz? I postawił mi drinka. Takiego na bogato. Z parasolką - śmieje się pan Adam. - Ale były też zgoła inne sytuacje. Graliśmy wtedy w Klubie Garnizonowym w Ustce. Podchodzi do mnie szatniarka i mówi, że dwaj panowie proszą mnie do bramy. Wyszedłem. Patrzę, a tu Bogusław Mec i Henryk Tomala. Lekko weseli. „Kooolego, kup nam carmeny”, poprosili, wręczając mi garść miedziaków. Panowie, nie wystarczy na carmeny, mówię. „Nie szkodzi, dołóż”, skwitował Mec. Więc dołożyłem.
Ambasador Ustki
Pod koniec lat 70. w Marynarce i w Ustce nikt nie miał wątpliwości, kim jest Adam Wroński. Mówiąc współczesnym językiem, choć artysta z charakteru nie był celebrytą, to na pewno wypromował miasto. Po służbie zasadniczej pracował w CSSMW w Ustce jako instruktor, był wokalistą gdyńskiej Flotylli, z którą koncertował dwa lata. Na początku lat 80. powrócił do Ustki. Pracował w stoczni, kierował Klubem Morskim w Domu Rybaka, był też dyrektorem Domu Kultury. W 1990 roku znowu związał się z marynarką wojenną i jako starszy instruktor prowadził zespół muzyczny Riviera.
W 2003 roku otrzymał tytuł Ambasadora Ustki w dziedzinie kultury, a w 2010 roku - medal Gloria Artis przyznawany przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego. Wniosek o nadanie tego prestiżowego odznaczenia za całokształt działalności złożył dowódca Marynarki Wojennej RP.
Emerytura nie jest hamulcem
Po przejściu na emeryturę Adam Wroński otworzył własną działalność artystyczną. W ciągu ostatnich czterech lat prowadził zespół wokalny Usteckiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku - Żyj kolorowo. Jest twórcą i wykonawcą piosenek o Ustce, pisze teksty i komponuje. Jest reżyserem widowisk plenerowych. Jego praca dyplomowa było wystawiana na… Rynku Głównym w Krakowie. Jednak największą pasją pana Adama są piosenki morskie.
- Nie jestem wrogiem szant czy piosenek kubrykowych, ale tych morskich już nikt nie pisze. W telewizji nie słyszałem ich od kilkunastu lat. Tych przedwojennych i powojennych. A przecież kiedyś tworzyła je śmietanka kompozytorów polskich - pan Adam ma żal, że ten piękny gatunek odszedł w zapomnienie. - „Morze szumiące, kołyszące”, „Na pokładzie od rana”. Powyciągałem ze „śmietników” bibliotek wszystkie książki z tymi tekstami. A nasza młodzież śpiewa tylko angielskie! Piszę piosenki o Ustce i mam nadzieję, że uda mi się wydać płytę.
Pan Adam ma jeszcze jedno marzenie: żeby latem na Promenadzie Nadmorskiej codziennie tak ze dwie godziny na żywo pośpiewać o Ustce, żeby znalazł się dla niego jakiś kąt.
Emeryt ma głos
- Zdecydowałem się wziąć udział w programie „The Voice Senior”, ponieważ jako emeryt zbyt często słyszę, że mój pociąg już odjechał - mówi Adam Wroński. - Nie zgadzam się z tym, bo uważam, że emeryci wciąż mogą brać udział w życiu kulturalnym. Mogą być aktywni na równi z innymi wykonawcami, utrzymywać wysoki poziom artystyczny, czego przykładem jest właśnie ten program.
„Sen o Victorii” usłyszała cała Polska. Jakie były wrażenia zaraz po nagraniu?
- Przede wszystkim wysoki poziom, ciekawe osobowości, z których wiele grało w kraju i zagranicą. Świetna organizacja koncertów, profesjonalizm i bardzo sympatyczni młodzi ludzie pracujący w telewizji - podkreśla artysta.
Jednak największą niespodzianką było spotkanie z synem Ryszarda Riedla - Sebastianem, muzykiem i gitarzystą zespołu Cree, które już po emisji „The Voice Senior” zaaranżowali przyjaciele pana Adama.
- Bastek, bo tak o nim mówią, był w Ustce - mówi Adam Wroński. - Spotkaliśmy się w jednej z restauracji. Zainteresował się tym, co zaśpiewałem. Wręczył mi książkę „Rysiek Riedel” ze swoją dedykacją dla mnie.
Jak po znakomitym wykonaniu „Snu o Victorii” Dżemu potoczą się losy pana Adama w programie, widzowie dowiedzą się wkrótce.