Okropna zbrodnia w Kowanowie koło Świdwina. Syn siekierą zabija sędziwego ojca, ciężko rani brata. Mieszkańcy są wstrząśnięci

Czytaj dalej
Fot. archiwum polskapress
Rajmund Wełnic

Okropna zbrodnia w Kowanowie koło Świdwina. Syn siekierą zabija sędziwego ojca, ciężko rani brata. Mieszkańcy są wstrząśnięci

Rajmund Wełnic

Sceny niczym z „Domu złego” Smarzowskiego rozegrały się w małym Kowanowie (gmina Świdwin). 40-latek zaatakował nożem i siekierą brata, a gdy ten padł bez oznak życia, roztrzaskał jeszcze głowę sędziwemu ojcu i uciekł na bagna.

Kowanowo, zachodnie obrzeża powiatu świdwińskiego, dawne pogranicze województw koszalińskiego i szczecińskiego. Dziś centrum nowego województwa, ale mocno umowne i tylko z nazwy, bo daleko stąd wszędzie. Nawet do gminy w Świdwinie. Ale też nie koniec świata. Jest w miarę porządna droga, choć pekaes nie jeździł tu chyba od początku lat 90. XX wieku, a może i wcześniej. Twórcom aplikacji Google Street View nie chciało się tutaj wysłać auta z kamerą, która pokazałaby, jak wygląda miejscowość z perspektywy ulicy.

Wieś? Osada właściwie, jedna z dziewięciu tworzących sołectwo Rusinowo w też niewielkiej przecież gminie wiejskiej Świdwin. To tu, tuż obok drogi powiatowej, znalazło się góra dziesięć zabudowań tworzących Kowanowo. W sumie zamieszkałych przez nie więcej niż czterdziestu ludzi. Nie ma nawet sklepu, bo też po co?

W jednym z domów, zupełnie niepozornym, mieszkała rodzina B. 77-letni ojciec Zdzisław i jego dwaj synowie - 40-letni Zbigniew i o siedem lat starszy Szymon. Oni od podwórka, druga rodzina od drogi. Blisko, a zarazem daleko, bo choć w okolicy wszyscy dobrze się znają, to o tym, co się stało, mówić za wiele nie chcą. A już na pewno nie pod nazwiskiem.

Siekiera i nóż poszły w ruch

O tym, co się wydarzyło, wiadomo jedynie z relacji ciężko rannego Szymona przekazanej policjantom.

Była noc ze środy na czwartek (29/30 listopada). Niby jeszcze jesień, ale spadł już śnieg i trzymał niewielki mróz. Biały puch przykrył wszechobecną szarość, wokół cicho i spokojnie. Ale nie w domu B...

- W pewnym momencie Zbigniew B. rzucił się na brata Szymona i zadawał mu nożem i siekierą rany cięte i rąbane w różne części ciała, m.in. w głowę, doprowadzając go do nieprzytomności - mówi Ryszard Gąsiorowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie.

Zakrwawiony mężczyzna padł na podłogę bez oznak życia, co to życie najpewniej mu uratowało. 40-latek zostawia bowiem nieprzytomnego brata i z siekierą atakuje ojca.

Ten nie miał tyle szczęścia co starszy syn. Ciosy siekierą - przynajmniej kilka - wymierzane ręką młodszego syna, gruchoczą kości czaszki staruszka. Śmierć następuje szybko.

- Wykonano już sekcję zwłok, na ostateczne wyniki autopsji jeszcze czekamy, ale najprawdopodobniej zgon nastąpił w wyniku wykrwawienia - precyzuje prokurator.

Zbigniew B. uciekł, nikt nic nie widział, nie słyszał

Napastnik po mordzie wybiega z domu, ucieka w ciemność. Sąsiedzi nic nie zauważyli, nic nie usłyszeli.

Z ustaleń śledczych wynika, że w domu nie było awantury (przynajmniej głośniej, która zaalarmowałaby świadków zza ściany) czy też bójki. Nie było także libacji alkoholowej, a ujęty wkrótce potem podejrzany o zabójstwo Zbigniew B. był w momencie zatrzymania trzeźwy (trwa jeszcze oczekiwanie na wyniki badania krwi, czy nie był pod wpływem narkotyków).

Po jakimś czasie ranny Szymon odzyskuje przytomność, dzwoni po pomoc i policję. Mundurowi są szybko na miejscu, poszkodowany zostaje przetransportowany do szpitala.

Tam lekarze stwierdzą, że ma liczne złamana kości żuchwy, przedramię, wstrząs mózgu. Ciosy nożem pocięły mu uszy, szyje i twarz. Ale żyje. Czeka go długie leczenie, ale jego życiu nic nie zagraża. Na razie kursuje od szpitala do szpitala.

Poszukiwania

W tym czasie policjanci wzywają przewodnika z psem tropiącym. Ślady po świeżym śniegu prowadzą na pobliskie bagno. To tu - dosłownie kilkaset metrów od domu - policjanci znajdują 40-latka. Nie stawia oporu.

Kilka godzin po zbrodni podejrzany napastnik jest już pod kluczem na policyjnym dołku. Decyzją sądu został aresztowany na trzy miesiące.

- W tym czasie prokurator chce także zlecić badania psychiatryczne - dodaje rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie.

Śledczy liczą na zeznania ocalałego brata, gdy ten wydobrzeje na tyle, aby zdać dokładną relację.

Policyjna grupa dochodzeniowa i technicy zabezpieczyli wiele śladów, w tym porzucone w pobliżu narzędzie zbrodni. Mężczyźnie za zabójstwo ojca i usiłowanie zabójstwa brata grozi nawet dożywocie.

Podejrzany milczy jak grób

Podczas przesłuchania Zbigniew B. powiedział niewiele, by nie powiedzieć - nic.

- Nie składa żadnych wyjaśnień, nie przyznał się do winy - relacjonuje prokurator Ryszard Gąsiorowski. - Nie odpowiada na pytania, jakby w ogóle nie chciał się określić i opowiedzieć, co się stało.

O rodzinie z Kowanowa mówi jeden ze świdwińskich policjantów: - Byli nam dobrze znani, szczególnie młodszy brat, ale powiedzmy szczerze, ich zachowania nie odbiegały od normy dla tego typu środowisk, gdzie, niestety, motywem przewodnim jest alkohol.

Z naszych ustaleń wynika, że odpowiednie służby nie założyły rodzinie niebieskiej karty, czyli nie stwierdzono, że zachodzi zagrożenie przemocą w rodzinie i że potrzebna jest interwencja służb.

W miejscowym ośrodku pomocy społecznej odmawia się nam informacji, czy w tej rodzinie notowano pomoc i czy korzystała z wsparcia.

- Ochrona danych osobowych i wrażliwych - rozkładają ręce. Ale nieoficjalnie przyznają, że tragiczne wydarzenia były i dla pracowników socjalnych zaskoczeniem. Bo też kto jest w stanie przewidzieć, że ktoś rzuci się na najbliższych z nożem i siekierą?

Innego zdania są mieszkańcy okolic, którzy dobrze znali braci.

- Zbyszek to pojawiał się, to znikał bez śladu na dłuższy czas - mówi jeden z naszych rozmówców proszący o zachowanie anonimowości. - Nie wiem w sumie, z czego żył, chyba z emerytury ojca. - W młodości ostro pił, czymś się odurzał i po narkotykach dziwnie się zachowywał. Nie bez powodu zamykali go w jakimś ośrodku (prokuratura potwierdza, że podejrzany leczył się z powodu uzależnienia od alkoholu i substancji psychoaktywnych - red.). Gdzieś tam chyba dorywczo pracował, ale nic na stałe i raczej nigdzie blisko domu.

Co innego starszy brat, Szymon. O nim słyszymy sporo dobrych słów.

- Też bywało z nim różnie, ale wyszedł na prostą i widać było, że mu zależy, że stara się coś dobrego zrobić ze swoim życiem - dodaje kobieta (także prosi o dyskrecję) z pobliskiego Rusinowa. - Kiedyś gmina załatwiła mu prace interwencyjne, ostatnio zatrudnił się gdzieś w Świdwinie, bo widziałam, jak chodził rano z plecakiem do pracy. Robił w naszej wsi zakupy w sklepie. Z tego, co wiem, przestał pić. Ot, swój chłop, dzień dobry, do widzenia, co słychać. Jak ktoś go lepiej znał, to i „cześć”. Ale jak to w małej społeczności, niby wszyscy o sobie wszystko wiemy, ale tak naprawdę nic. Wiem, że mają jeszcze siostry, które wyszły za mąż i się wyprowadziły. Bracia zostali z ojcem. Nie ożenili się, nie założyli rodzin. Tego młodszego jednak wielu się bało, bo wiadomo, że tam gdzie alkohol, to i zazwyczaj jest agresja. Ludzie wiedzieli, że był chory od tych narkotyków i się leczył.

Inny mieszkaniec Rusinowa: - Nie wiem, co go opętało... - milknie na chwilę. - Takie historie to widzi się tylko w telewizji i nigdy bym nie podejrzewał, że krwawa zbrodnia na własnym ojcu może się rozegrać kilometr od mojego domu. Dla mnie, mimo wszystko, to totalne zaskoczenie.

Miejscowi gubią się w domysłach, o co mogło pójść? Czy to zbrodnia z premedytacją? Wybuch niekontrolowanej agresji?

- Nie wierzę, że to zaplanował - mówi osoba znająca obu braci. - Może chciał pieniędzy, może o coś się posprzeczali? Ale to nie powód, aby ojcu rozwalać głowę siekierą...

Rajmund Wełnic

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.