Para Ślązaków rok temu wsiadła na rowery i ruszyła w świat. Zobacz gdzie już byli

Czytaj dalej
Fot. facebook Słomiany Kapelusz
Katarzyna Domagała-Szymonek

Para Ślązaków rok temu wsiadła na rowery i ruszyła w świat. Zobacz gdzie już byli

Katarzyna Domagała-Szymonek

Rok temu Aleksandra i Piotr Paździor, absolwenci Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach, ruszyli w rowerową podróż po świecie. Odwiedzą kilkanaście państw. Grubo ponad 16 tys. kilometrów mają już za sobą. Nie skarżą się na ból nóg. Kiedy z nimi rozmawialiśmy przez internet czekali na wizy w Teheranie.

Dokładnie rok temu szykowaliście się do podróży życia. Wsiedliście na rowery i ruszyliście w świat. Gdybyście mieli znów wybierać, podjęlibyście taką samą decyzję?
Piotr: Zdecydowanie tak! Oboje jesteśmy jednak zdania, że gdybyśmy mogli cofnąć czas, podjęlibyśmy ją znacznie wcześniej.

Czego nauczył was rok na dwóch kółkach?
Ola: Nigdy nie byliśmy typem malkontentów, którzy lubią wyłącznie narzekać na otaczającą rzeczywistość, jednak dopiero podczas tej podróży, uświadomiliśmy sobie, jakimi jesteśmy szczęściarzami, że urodziliśmy się w wolnym kraju, o nie najgorszej sytuacji ekonomicznej, że sami możemy decydować o swoim życiu i spełniać marzenia. Powinniśmy doceniać to co mamy i cieszyć się każdym dniem.

Ile przejechaliście kilometrów?
Piotr: Trochę już jest. 11 500 km pokonaliśmy na rowerze. Plus około 3000 autostopem, 1500 pociągiem, 600 autobusem, 160 km samolotem. Dziennie na rowerze pokonujemy dystans średnio około 60-70 kilometrów.

Mieliście momenty załamania? Fizycznego? Psychicznego? Myśleliście, że zimno, ciemno, niewygodnie - wracacie do domu
Piotr: O tym, że nie są to już lata mojej młodości przekonałem się drugiego dnia naszej podróży. Zaczęło mnie boleć kolano, do tego stopnia, że po dwóch tygodniach z Ustrzyk Dolnych wróciliśmy do domu, aby zasięgnąć porady lekarza, czy aby na pewno powinniśmy kontynuować podróż. Na szczęście okazało się, że wewnątrz kolana wszystko jest w porządku, a trzydniowa rehabilitacja, połączona z przyspieszonym kursem odpowiedniego rozgrzewania i rozciągania pomogła, do tego stopnia, że mogliśmy bez większych przeciwwskazań wrócić do pedałowania.
Ola: Mamy lepsze i gorsze dni. Jak w życiu. Ja podczas pobytu w Gruzji miałam przez pewien czas więcej tych drugich. Byłam w pewnym momencie zmęczona specyfiką kraju, do tego doszła tęsknota za rodziną i przyjaciółmi. Pod koniec naszego pobytu odwiedziły nas mamy, a my po ich wyjeździe zmieniliśmy kraj i znowu poczułam, że „to jest to”.

Kiedy rok temu rozmawialiśmy opowiadaliście, że macie sporo obaw przed drogą. Któreś sprawdziły się w trasie?
Ola: Szczerze mówiąc dokładnie nie pamiętamy czego dotyczyły. Chyba większość z nich wraz z rozpoczęciem podróży uleciała. Obecnie jedyne nasze rozterki dotyczą tego, czy dostaniemy kolejne wizy.

Co udało wam się do tej pory skreślić z planu podróży?
Piotr: Przed wyjazdem mieliśmy jakiś plan, rys tego co chcielibyśmy w danym kraju zobaczyć, spróbować. Najlepsze są oczywiście miłe zaskoczenia. Takim była np. Bułgaria. Początkowo planowaliśmy przejechać przez ten kraj wzdłuż wybrzeża w ciągu jednego tygodnia, bo informacje jakie znaleźliśmy w internecie nie zachęcały nas, aby pozostawać tam dłużej. Drogie, pełne ludzi, komercyjne nadmorskie miejscowości w ostateczności zamieniliśmy na południowo-zachodnią część kraju, gdzie spotkaliśmy się z moją siostra, która wraz z mężem wybrała się w tamte regiony na wakacje. I to był strzał w dziesiątkę! Zielone góry, piękne kaniony, przesympatyczni ludzie i najlepsze wino jakie piliśmy. Z takich chwil najbardziej się cieszymy, bo to nam pokazuje, że nie warto kierować się stereotypami, tylko na własną rękę odkrywać nieznane. Do tej pory dojechaliśmy z Polski do Azerbejdżanu, po drodze przejeżdżając przez Ukrainę, Rumunię, Bułgarię, Turcję, Gruzję, Armenię i Iran. Podczas pobytu w Iranie polecieliśmy na dwa dni do Dubaju, tylko po to, aby wyrobić nową irańską wizę.

Pewnie poznaliście ogrom ciekawych ludzi.
Ola: Oczywiście. Te spotkania są najpiękniejszym elementem podróży. Praktycznie każdego dnia nawiązujemy kontakty z lokalną ludnością, czasami spotykamy innych miłośników podróży w drodze. Każdy ma swoją historię, bagaż doświadczeń, ciekawą anegdotę do opowiedzenia lub dobrą radę na dalszą drogę. Od innych ludzi można się niesamowicie dużo nauczyć. Większość znajomości ma raczej krótkotrwały charakter, jednak udało nam się również nawiązać takie, które mają swoją kontynuację. Również czynnik ludzki przyczynił się do małych wakacji od pedałowania. Podczas wolontariatu, w jednej z lokalnych restauracji na wyspie Keszm w Iranie, spotkaliśmy tak niesamowitych ludzi, że wyjazd przekładaliśmy kilkukrotnie, a planowany na dwa tygodnie pobyt, przedłużył się do trzech miesięcy.

Ludzie chętnie wam pomagają?
Ola: Jesteśmy zaskoczeni tym jak chętnie i bezinteresownie potrafią to robić. Czasami nie rozumieją idei naszej podróży, czasem myślą, że brak środków finansowych zmusił nas do tułania się po świecie na rowerze lub postrzegają jako dziwaków czy wariatów, jednak zdecydowanie zawsze mają dobre intencje. Naszymi gospodarzami były wielopokoleniowe rodziny, ludzie samotni i pary; ludzie biedni, średnio sytuowani oraz zamożni. Dyrektorzy banków, nauczyciele, pasterze. Praktycznie cały przekrój społeczny.

Od jakiegoś czasu podróżujecie po krajach muzułmańskich. Jakie zdanie wyrobiliście sobie na temat muzułmanów? W Polsce i Europie wraz ze wzrostem liczby uchodźców rośnie też niechęć do nich.
Piotr: Od pierwszego dnia wyjazdu z domu, wyczekiwaliśmy dnia, kiedy wjedziemy do Turcji i Iranu, aby na własnej skórze przekonać się jacy to Ci muzułmanie są źli, jak nienawidzą Europejczyków, chrześcijan. Niestety nie doczekaliśmy się tego. Zamiast noża przy gardle zaproszono nas na herbatę. Zamiast tortur w jakimś baraku ugoszczono nas w domu, gdzie dostaliśmy najlepsze łóżko. Z pobliskich domostw przyszli uśmiechnięci sąsiedzi, aby się przywitać, porozmawiać, zrobić pamiątkowe zdjęcie. O tym, że Ci ludzie, muzułmanie nie są tacy, jakimi ich kreują media, trzeba się przekonać samemu. Według nas najlepszym krajem, aby się o tym dowiedzieć jest Iran. Kraj o bogatej historii, przepięknych miastach i ludziach z wielkimi sercami. Nigdzie indziej nie spotkacie tak miłych ludzi, przyjaźnie nastawionych do przybysza z Europy.

Gdzie przyszło wam spać w najdziwniejszym miejscu?
Ola: Zakrystia kościoła katolickiego we Lwowie, prawosławny zakon żeński w Rumunii, kilka noclegów w pokojach modlitewnych, znajdujących się na stacjach benzynowych w Iranie.

Jak wam się żyje bez stałego dostępu do łazienki?
Ola: Doświadczenie nauczyło nas, że czasem lepiej korzystać z uroków natury, niż przydrożnych stacji. Jeżeli chodzi o dostęp do prysznica, to faktycznie czasami jest ograniczony, jednak jak już człowiek po kilku dniach bez mycia takowy znajdzie, to jest w siódmym niebie. A jak jeszcze jest gorąca woda, to już w ogóle bajka.

Piotr: Podobno naukowcy udowodnili, że po siedmiu dniach bez mycia brud sam odpada, więc stale dążę, aby potwierdzić tę teorią. Ostatnim razem do sukcesu zabrakło mi dwóch dni, ale będę kontynuował badania i z chęcią się nimi podzielę.

Trudno było przyzwyczaić się do braku stałego dostępu do internetu. W domu to był standard.
Piotr: W sumie w każdym kraju kupowaliśmy kartę sim, by móc kontaktować się z rodziną i mieć dostęp do wirtualnego świata. Oczywiście moglibyśmy sobie tego odmówić, bo „prawdziwy podróżnik” nie potrzebuje takich wygód, ale po co?

Spędzacie ze sobą każdą wolną chwilę. Nie macie siebie - tak po prostu - już dość?
Piotr: Nieraz chciałbym wsadzić Ole do takiej rakiety, która leci tylko w jedną stronę na Marsa, ale zaraz przypominałem sobie, że to w jej sakwach jest nasza kuchenka, a ja jestem głodny. Wybierałem mniejsze zło.

Ola: Bywają trudne chwile. Czasami obiecuję sobie, że już się więcej tego dnia do niego nie odezwę. Chwilę później spotykamy kogoś na drodze, znajdujemy fajne miejsce lub po prostu przypominam sobie jakąś śmieszną sytuację, którą chcę się podzielić i w sekundzie zapominam o całej złości. Jadąc na rowerze, bardzo szybko spalam wszystkie negatywne emocje.

A jak rodzina? Mniej już się o was boją?
Piotr: Nasze mamy pogodziły się już z tym, że wybraliśmy życie w drodze. Bardzo nam kibicują. Zresztą jak pozostała rodzina, znajomi oraz inne osoby śledzące naszą podróż. Staramy się również systematycznie uzupełniać wiadomości na naszym blogu slomianykapelusz.pl oraz profilu Słomianego Kapelusza na Facebook. Tam każdy może z nami „wirtualnie” zwiedzać świat.

Gdzie jesteście, kiedy odpowiadacie na moje pytania?
Piotr: Pisząc tekst siedzimy w Teheranie czekając na wizy do Kazachstanu i Uzbekistanu. Jeżeli wszystko pójdzie wg planu (a zazwyczaj jest na odwrót) to 1 marca powinniśmy być na promie na Morzu Kaspijskim z Baku do Aktau. Czyli prawdopodobnie Kazachstan będzie pierwszym krajem w drugim roku naszej podróży. A ile jeszcze przed nami? Tego nie wiemy. Zbyt dużo pomysłów nam przychodzi do głowy, a że nie lubimy jeździć dwa razy tymi samymi drogami, nie ma innego wyjścia jak do Europy wrócić przez Afrykę lub Amerykę. Albo jedno i drugie.

Zaczynając podróż mówiliście, że szukacie celu w życiu. Po roku na rowerze jesteście bliżej?
Ola: Sama podróż daje nam tyle radości i jednocześnie uczy wielu rzeczy, że przestaliśmy się skupiać na myśleniu o tym, co będzie później.

Planujecie wrócić do Polski?
P: Oooo tak! Na chwilę obecną nie wyobrażamy sobie, że moglibyśmy gdzie indziej zapuścić korzenie.

Katarzyna Domagała-Szymonek

W Dzienniku Zachodnim sprawami dzieci, młodzieży i ... seniorów. Osób, które jeszcze lub znów się uczą. W swoich tekstach staram się też poruszać problemy, z jakimi mierzą się dziś młodzi ludzie. Tych najmłodszych mieszkańców regionu - przedszkolaków - poprosiłam o pomoc w wyjaśnianiu zawiłości współczesnego świata. Efekt możecie Państwo oglądać co tydzień na stronie dziennikzachodni.pl w programie "A co to?"

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.