Pewnego dnia nie mogła wstać z łóżka. Dziś biega mordercze ultramaratony po górach [ZDJĘCIA]

Czytaj dalej
Fot. Fot. Archiwum Beaty Kopaczyńskiej
Paweł Wańczko

Pewnego dnia nie mogła wstać z łóżka. Dziś biega mordercze ultramaratony po górach [ZDJĘCIA]

Paweł Wańczko

Była tak pochłonięta pracą i obowiązkami związanymi z prowadzeniem firmy, że jej organizm w końcu powiedział dość! - Przestraszyłam się, ale wyciągnęłam z tego wnioski. Zmądrzałam i odnalazłam na nowo sens życia - mówi. Dziś Beata Kopaczyńska biega ultramaratony. I jak i zapewnia, pasja wcale nie przeszkadza jej w prowadzeniu biznesu.

Najpierw były wymówki

- Zawsze chciałam prowadzić aktywny tryb życia: biegać, ćwiczyć, ale zawsze nie było na to czasu. Mówiłam sobie: może jutro, za tydzień, jak znajdę wolną chwilę. Ale tego jutra nigdy nie było – mówi Beata Kopaczyńska, zielonogórzanka, właścicielka firmy Betkom. Dwa lata temu spotkała ją nieprzyjemna i trudna sytuacja, z którą musiała się zmierzyć, ale która odwróciła jej życie o 180 stopni.

- Życie składa się z takich codziennych rzeczy typu: praca, rodzina, dom, kredyty... Tylko w pewnym momencie okazuje się, że ucieka nam radość z życia. A człowiek jest stworzony do czerpania z niego przyjemności. I niestety często o tym zapominamy. Tak było ze mną. Weszłam w tryby takiego życia: praca po godzinach, po 14 godzin dziennie, od poniedziałku do niedzieli. Generalnie wszystko poukładane było pod pracę. Na nic innego czasu już nie było. Tylko jak to się mówi, człowiek to nie koń. A ja ciągle myślałam, że to wszystko pociągnę. I mi nic nie będzie. Myliłam się - opowiada.

Kryzys i rachunek sumienia

To było dwa lata temu we wrześniu. - Leżałam na wersalce i chciałam wstać, ale… nie mogłam. Po prostu tak dojechałam system nerwowy wieczną pracą i brakiem odpoczynku, że mój organizm powiedział „stop”, dalej nie da rady. Moja głowa mówiła wstań, ale ja nie mogłam tego zrobić. Rodzina chciała dzwonić po pogotowie. Nie chciałam. Ale pierwszy raz w życiu tak poważnie się przestraszyłam. Pojawiły się nawet takie myśli, czy ja to przeżyję. Co się stanie z dziećmi, które są jeszcze małe. W takich momentach człowiek faktycznie myśli, że może już umiera, bo nie wie co się z nim dzieje. Kazałam się zanieść do sypialni. Wtedy przez kilka godzin zrobiłam sobie rachunek sumienia. Jestem osobą wierzącą, więc w takich trudnych momentach często rozmawia się z Bogiem. I nagle przyszedł żal, że to wszystko co się wypracowało, ta firma, która fajnie się rozwija, rodzina… wszystko może będzie trzeba opuścić. Bo dziś leżę i się nie ruszam. A wszystko przez to, że się nie szanowało własnego organizmu – wspomina B. Kopaczyńska.

Czas na wnioski

- Na drugi dzień o dziwo wstałam z łóżka normalnie, jak gdyby nic się nie stało. Wielu ludzi zapewne przeszłoby nad tym do porządku dziennego. Dobra wstałam, to było tylko przemęczenie, jedziemy dalej w koksem. Ale ja wyciągnęłam z tego zdarzenia wnioski. Założyłam moje nowe buty do biegania, które długi czas leżały w szafie nieużywane i zrobiłam pierwsze 5 km – wspomina zielonogórzanka. I tak to się zaczęło.

Dwa dni później zapisała się na crossfit. - Trafiłam na fajnego trenera Mateusza Zalewskiego, który układa mi treningi pod kątem biegowym. Mam też świetnego trenera biegowego Radka Popławskiego. Jestem również pod kontrolą świetnego lekarza, który także jest ultramaratończykiem i doskonale wie, jak trenować i dbać o organizm, aby nie zrobić sobie krzywdy.

Jestem osobą waleczną, ja się nigdy nie poddaję. Mogę upaść, ale wstaję i idę dalej. Bo zawsze mam cel, który chcę osiągnąć. Tak jak w firmie, tak i w życiu prywatnym.
Beata Kopaczyńska

Nowe cele

Dziś Beata Kopaczyńska biega i to niemal wyczynowo. – Kiedyś, gdy ktoś mi opowiadał, że treningowo przebiegł 10 km uważałam, że to jakieś wariactwo. Dla mnie to był niewyobrażalny dystans – wspomina.

Dziś ma już na koncie kilka morderczych biegów. - W ubiegłym roku wystartowałam w pierwszym moim ultrabiegu w Radkowie na dystansie 24 km. Potem, gdy koledzy namawiali mnie na start w maratonie, pukałam się w głowę. I co? Po trzech miesiącach zapisałam się na jeden z najcięższych ultramaratonów górskich Alpen SudTirol Ultra Skyrace. Dystans 42 kilometry z przewyższeniem z 200 m n.p.m. na 2.860 m n.p.m. I go ukończyłam – mówi B. Kopaczyńska.

Łatwo nie było. - Na trasie dwa razy miałam kryzys, gdy mięśnie tak się spięły, że nie mogłam ruszać nogami. Ale udało mi się go jakoś przezwyciężyć. Przez kilka kilometrów bardzo się męczyłam, aż w końcu odpuściło. Na metę wbiegłam razem z parą Polaków i polską flagą. To było niesamowite uczucie, które zapamiętam chyba do końca życia – wspomina zielonogórzanka.

Po powrocie do domu, znajomy ze Szczecina od razu zaczął namawiać ją na start we wrześniu biegu Beskidy Ultra – Trail. - Czyś ty zwariował?! – powiedziałam do niego. – Ledwo ukończyłam ten bieg, a ty od razu chcesz mnie „wsadzić” na 47 km?! Nie ma mowy – odparłam.

- Po rozmowie jednak usiadłam spokojnie i pomyślałam… a czemu by nie? Telefon do trenera jednego, drugiego, konsultacja z lekarzem i… zapisałam się na ten bieg, który ukończyłam 28 września.

Natomiast 14 grudnia wystartowała w Winter Trail Małopolska na dystansie 64 km. – Bieg był bardzo ciężki, ponieważ w górnych partiach gór leżał śnieg i lód, a zbiegi prowadziły czarnymi szlakami – mówi B. Kopaczyńska.

Ukończyła go z czasem 15 godzin 42 minuty i 20 sekund.

Nowe życie

Przez te dwa lata treningów życie Beaty Kopaczyńskiej odmieniło się całkowicie. - Poznałam masę fajnych ludzi, którzy pokazali mi, jak można fajnie żyć – mówi.

Jednak wiele osób powie: no dobrze, ale jak pogodzić pracę, prowadzenie firmy, codzienne obowiązki domowe z taką pasją, która pochłania przecież sporo czasu.

- Wszystko się da. To tylko kwestia odpowiedniej organizacji. I trzeba to zrobić mądrze, aby nie przekroczyć pewnej granicy. Bo nie może być tak, że realizujemy swoją pasję, a praca i dom idą na dalszy plan. Nie można tej równowagi zatracić – tłumaczy. – Cały czas ciężko pracuję, ale to nie jest już praca po 14 – 15 godzin dziennie przez siedem dni w tygodniu. Sobota i niedziela są wolne.

A gdy terminarz dnia jest mocno napięty? – Wtedy często wstaję o 5 rano, aby pobiegać – mówi Beata Kopaczyńska. - To zdarzenie zdrowotne sprzed dwóch sprawiło, że dziś, kiedy chcę zrealizować jakieś marzenie, realizuję je. Nie czekam, bo może się okazać, że jutro będzie już za późno – tłumaczy. – Czasami rozmawiam z ludźmi, którzy mi tego zazdroszczą. Wtedy odpowiadam: a w czym jest problem? Załóż buty i idź pobiegać! Wówczas często pada masa argumentów: nie mam czasu, muszę posprzątać w domu, ugotować obiad etc. A ja odpowiadam: czy gdy będziesz umierać będziesz się zastanawiać, czy masz w domu umyte okna i wytarty stół? Gdy się „wyłożysz”, to nie będzie ważne. Będziesz za to myśleć o swoich marzeniach, których nigdy nie zrealizowałeś - mówi.

Rodzina

Nie jest jednak tak, że wszyscy dookoła są w pełni usatysfakcjonowani. - Muszę przyznać, że nie do końca wszystko u mnie nie funkcjonuje idealnie, bo młodsze dzieci tęsknią za mamą. Z drugiej strony są już trochę przyzwyczajone, że muszę wyjechać do klientów za granicą i nie ma mnie kilka dni w domu. Tak to już jest, kiedy dzieci są ofiarami prowadzenia firmy – tłumaczy zielonogórzanka. – Tylko patrząc na to z drugiej strony, dzieci niewiele miałyby ze mnie pożytku, gdyby się okazało nagle, że jestem przykuta do łóżka i nie mogę już nic robić. Mama, która jest usatysfakcjonowana i odstresowana m.in. dzięki bieganiu, które pomaga mi odciąć się od pracy, jest bardziej efektywną mamą – dodaje.

Kobieta przedsiębiorcza

Beata Kopaczyńska trenuje bieganie od dwóch lat. Natomiast w 2018 roku Puls Biznesu ogłosił ranking 100 najbardziej przedsiębiorczych kobiet w Polsce. Zielonogórzanka znalazła się w pierwszej 10.

- Bo nie chodzi o to, aby pracować długo i ponad siły, tylko, by robić to efektywnie, mieć fajne pomysły. Nie iść na ilość, tylko na jakość – tłumaczy.

Paweł Wańczko

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.