Podróży panu Leszkowi ciągle mało i mało. Podróżnik i historyk z Darłowa odwiedził już 108 państw

Czytaj dalej
Fot. archiwum prywatne
Wojciech Kulig

Podróży panu Leszkowi ciągle mało i mało. Podróżnik i historyk z Darłowa odwiedził już 108 państw

Wojciech Kulig

Egzotyczne, dalekie, czasem niebezpieczne - takie są wyprawy Leszka Walkiewicza. Podróżnik i historyk z Darłowa odwiedził już 108 państw. Na koncie ma też wyjątkową wyprawę dookoła świata.

Zamiłowanie do globtroterstwa obudził w sobie, będąc jeszcze w drugiej klasie szkoły podstawowej, kiedy dostał na imieniny książkę pt. „Przygody Odyseusza”. Na pierwszą wycieczkę wybrał się w Góry Świętokrzyskie. W pierwszą dalszą wyprawę popłynął jachtem na położoną na Morzu Śródziemnym Korsykę. Był to rok 1978.

- Pamiętam pięknie pachnącą roślinność, wspaniałe góry, czystą wodę i łososie - wspomina Leszek Walkiewicz.

Dookoła świata na “Tropicielu”

Kolejne lata tylko go utwierdziły w przekonaniu, że podróżować, znaczy żyć. W latach 1984-1986 odbył najdłuższą i najdalszą podróż jachtem dookoła świata. Harcerską łódź “Tropiciel” żeglarze dostali bezpłatnie na 20 miesięcy w zamian za jej wyremontowanie. Z Kołobrzegu wypłynęli 16 października 1984 roku.

- Dwa tygodnie zajęło nam przepłynięcie przez Atlantyk. Były sztormy i fale do 20 metrów. Wszystkie modlitwy się odmówiło, obiecało się pielgrzymkę do Częstochowy. Sytuacja była naprawdę groźna - przypomina sobie wielką wyprawę Leszek Walkiewicz. - Jacht to była łupinka. Sternik stał przywiązany do masztu, żeby go fale nie zmyły, a te cały czas biły go w twarz. Wystarczyło niewiele zboczyć z kursu i fala mogła przewrócić jacht. Byłoby po nas wszystkich. Na szczęście daliśmy radę - dodaje.

Odwiedzili m.in. Kanał Panamski, Wyspy Galapagos, Polinezję Francuską, Tongo, Fidżi. Następnie Australia, Indonezja, Cejlon, Indie, Jemen, Sudan, Egipt, Morze Śródziemne. Jednym z najtrudniejszych odcinków tej wyprawy był rejon za Cieśniną Torresa.

- Płynęliśmy nocą, nie mając dokładnych map. W pewnym momencie usłyszeliśmy huk. Stanęliśmy i zobaczyliśmy wokół jachtu rafę koralową. Wpłynęliśmy w nią. Włączyliśmy silnik i próbowaliśmy się wydostać, ale to nie pomogło. Wystrzeliliśmy racę, ale nikt jej nie zauważył. Na szczęście o 5 rano fala podniosła nas do góry i popłynęliśmy dalej - wspomina podróżnik.

Czubek języka za przewodnika

Będąc w Polinezji Francuskiej, która szczególnie mu się spodobała, załoga “Tropiciela” szybko nawiązała kontakt z jej mieszkańcami. Jak mówi Walkiewicz, to otwarci i bardzo mili ludzie. - Daliśmy im trochę gwoździ i papieru ściernego. W podzięce przynieśli nam owoce. Nauczyliśmy się 70 miejscowych wyrazów. Mówiąc w ich języku, byliśmy już prawdziwymi kumplami - uśmiecha się podróżnik.

Tak samo było w przypadku Wysp Galapagos. Żeby móc je zwiedzić, dwa razy jeździł z kolegą i ładował piach nadmorski na budowę. Za tę pracę kierowca woził ich w miejsca, gdzie są wulkany, czy pokazywał, gdzie się wylęgają żółwie.

Dla pana Leszka rozmowy z miejscowymi ludźmi są cenne, bo można od nich dowiedzieć się o wiele więcej, niż jest w przewodnikach.

Przyroda zachwyca, ale i kąsać potrafi

Po wielkiej wyprawie z lat 80. Leszek Walkiewicz odwiedził jeszcze m.in. zielone i egzotyczne Borneo.

- Wspaniała przyroda, lasy deszczowe i dżungla. Postanowiliśmy wybrać się do niej nocą z miejscowym przewodnikiem. Na drzewach widzieliśmy jadowite węże, pająki wielkości pięści, wije jak stonogi - jeden z nich ugryzł kolegę. Było niebezpiecznie, ale obeszło się bez większych problemów - wspomina.

Jedna z ostatnich jego podróży miała miejsce wiosną tego roku. 83-letni darłowianin cały czas jest pełen energii i podróżniczego zapału. Tym razem odwiedził dziewicze i wyspiarskie Filipiny.

- Czego tam nie było - mówi z zachwytem. - Wszędzie rosły palmy, hibiskusy, drzewo kauczukowe, papaje, ananasy, owoce durian czy trzcina cukrowa. Ludzie są sympatyczni, uśmiechnięci i mimo że stopa życiowa jest niższa niż u nas, to jednak żyje im się dobrze. Kraj absolutnie ciekawy i bardzo egzotyczny. Do tego wszystkiego widoki warte miliona dolarów - podkreśla darłowianin.

Już snuje plany na kolejną wyprawę. Gdzie, tego nie powie, ale na pewno jego podróżnicze zbiory jeszcze się powiększą. Zawsze przywozi pamiątki z podróży. Instrumenty, lampy, kusze do podwodnego polowania, rzeźby różnych bóstw włącznie z podróżnym ołtarzykiem czy ręczne malowidło artystyczne z Peru. Jego mieszkanie jest dosłownie wypełnione różnymi drobiazgami z całego świata. Zwiedził wszak ponad 100 regionów, wysp i państw.

Wojciech Kulig

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.