Jerzy Doroszkiewicz

Policyjne Archiwum X. Była zbrodnia. Jest i kara. Po prawie 25 latach

Była zbrodnia. Jest i kara. Po prawie 25 latach Fot. Wojciech Wojtkielewicz Była zbrodnia. Jest i kara. Po prawie 25 latach
Jerzy Doroszkiewicz

Chodzi o tajemnicze zabójstwo 73-letniej mieszkanki Hajnówki z 1996 roku. Do niewyjaśnionej zbrodni wrócili policjanci z podlaskiego Archiwum X. Nowe dowody doprowadziły do postawienia po ponad dwóch dekadach zarzutów Dariuszowi K. 28.01.2021 sąd uznał, że mężczyzna jest winien. Skazał go na 15 lat więzienia.

Proces miał typowy charakter poszlakowy. Oskarżony nie przyznał się do winy, nie ujawnieni zostali naoczni świadkowie zdarzenia. Jednakże, w ocenie sądu, ustalone fakty - poszlaki złączone w logiczną całość dają podstawę do uznania sprawstwa pana oskarżonego. Inna wersja niż przyjęta przez sąd jest niemożliwa - uzasadniała wyrok sędzia Beata Brysiewicz.

73-latka została napadnięta, pobita i uduszona we własnym domu na obrzeżach Hajnówki. Było to 1 kwietnia 1996 roku. Zwłoki znalazła córka kobiety.

- Poszłam do mamy po pracy. Weszłam do domu około 15. Było ciemno. Zapaliłam światło. Wtedy zobaczyłam mamę. Leżała na podłodze przy drzwiach. Była przykryta kołdrą. Miała ręce i nogi związane jakimś kablem. Od razu wiedziałam, że nie żyje - opowiadała nam parę miesięcy temu ze łzami w oczach pani Jolanta, córka Stanisławy Z.

Seniorka opiekowała się 11-letnią prawnuczką, której mama pracowała w Niemczech. Na szczęście w chwili napadu dziewczynka była w szkole, a potem u dziadków. Rodzina nie ma pojęcia, dlaczego ktoś chciałby skrzywdzić seniorkę. Kobieta cieszyła się dobrą opinią wśród sąsiadów. Nie miała wrogów. Śledczy od początku podejrzewali motyw rabunkowy.

- Mama w „czworakach“ miała pokój z kuchnią: ani wody, ani nic. Jakie to pieniądze, jakie bogactwo? Co tu kraść? - do dziś zadaje sobie pytanie córka ofiary.

A jednak 73-latka uchodziła w okolicy za osobę majętną. W końcu miała rodzinę za granicą. W Niemczech pracowały jej dwie wnuczki.

- Pracowałam u rolnika przy kwiatach. Przyjeżdżałam do Hajnówki na 2-3 tygodnie. Zawsze jak wracałam, to przywoziłam coś babci - zeznawała w sądzie 44-latka.

Jednym z prezentów była buteleczka perfum za kilka marek, pochodzących z limitowanej edycji, wypuszczonej na rynek niemiecki. Prócz portfela z nieustaloną kwotą gotówki, z domu ofiary zniknęły właśnie tylko te perfumy. Zostało jedynie opakowanie.

Już w 1996 roku ukradzione perfumy znaleziono w domu oskarżonego Dariusza K. W szafce z kosmetykami odkryła je konkubina mężczyzny. Z tego powodu mężczyzna znalazł się w kręgu zainteresowań śledczych. W czasie przesłuchania mówił, że nie wie, jak perfumy się u niego znalazły. Nie wykluczał, że zostały mu podrzucone. Do jego domu przychodziło mnóstwo znajomych. Twierdził, że parę dni po zabójstwie miało zaś u niego miejsce włamanie.

- Nie wiem, kto mógł podrzucić mi to świństwo, to znaczy perfumy - zarzekał się także podczas procesu. Śledztwo zaledwie po 4 miesiącach od wszczęcia umorzono z powodu niewykrycia sprawcy. A właściwie sprawców, bo prokuratura jest przekonana, że rabusiów było co najmniej dwóch. Przyjmuje, że przestępcy chcieli okraść mieszkanie pod nieobecność właścicielki. Ale zostali zaskoczeni. Kobieta wróciła do domu, zastając złodziei. Niewykluczone, iż znała któregoś z nich. Ten w obawie, że zostanie rozpoznany, udusił seniorkę.

Wciąż trwa w prokuraturze postępowanie, które ma ustalić inne osoby podejrzane. Ale co do współudziału Dariusza K. w zbrodni, śledczy nie mają wątpliwości. Do sprawy, która nie dawała im spokoju przez dekady, wrócili policjanci z tzw. Archiwum X wraz z kryminalnymi z komendy w Hajnówce. Ponownie analizowali zebrane dowody, gromadzili nowe i sprawdzali ślady zabezpieczone na miejscu zbrodni. Posiłkowali się m.in. badaniami DNA, których nie można było wykonać w śledztwie prowadzonym tuż po zbrodni. Badania grupowe, jakie były wówczas dostępne, pozwoliły jednak tylko na ustalenie grupy krwi. A to za mało.

- To, co nie było możliwe w 1996 roku, po 23 latach - dzięki rozwojowi technik kryminalistycznych - pozwoliło na przeprowadzanie ponownych badań śladów zabezpieczonych na miejscu zbrodni i powiązaniu ich z osobą wytypowaną jako sprawca przestępstwa - tłumaczy Jan Andrejczuk, szef Prokuratury Rejonowej w Hajnówce. Dokładniej: z Dariuszem K. Okazało się, że na sukience ofiary znaleziono jego materiał genetyczny. Potwierdziły to wykonane dwukrotnie badania DNA. Mimo to oskarżony twierdził, że nie znał ofiary i nigdy nie był w jej domu. Nawet nie wiedział, gdzie mieszka. - Nie zabiłem Stanisławy Z. i nie wiem, kto mógłby to zrobić - oświadczył jeszcze w śledztwie.

Gdy doszło do zabójstwa, miał 32 lata. Były kierowcą autobusu, w ostatnim czasie bezrobotnym. Utrzymywał się z prac dorywczych, także za granicą. Był znany policji. W 1995 r. był notowany za przestępstwa przeciwko mieniu. Potem nigdy więcej nie popadł w konflikt z prawem. Można powiedzieć - wiódł życie przykładnego obywatela.

Po 2000 r. wyprowadził się z Hajnówki, bo - jak twierdzi - nie było tam pracy. Mieszkał w Białymstoku, ostatnio Wasilkowie. Zerwał kontakty z kolegami, którzy mieli kryminalną przeszłość. Jeździł jako kierowca w firmie transportowej. Został zatrzymany 24 grudnia 2019 r. przez policyjnych antyterrorystów na trasie Mońki - Knyszyn, gdy wracał do domu. Trafił do aresztu, gdzie przebywa do dziś. W procesie nie przyznał się do winy. Linia obrony opierała się na dwóch filarach. Jeden to forsowanie wersji o możliwości podrzuceniu flakonika perfum z domu ofiary do domu oskarżonego przez inną osobę. Kilkukrotnie w zeznaniach świadków pojawiał się wątek plotki o mężczyźnie (znanym z imienia i nazwiska), który po alkoholu miał się w hajnowskim barze chwalić dokonaniem zabójstwa Stanisławy Z., a bywał w domu oskarżonego. Nie udało się jednak tego potwierdzić, a wskazany mężczyzna już nie żyje. Drugi filar to kwestionowanie wartości poszlak. Zdaniem obrony, dowody pośrednie były tak naprawdę tylko dwa. Prócz perfum Stanisławy Z., to wyniki badań DNA. Tyle, że sami eksperci przyznali, że z opinii biegłej wynika, że zabezpieczony znak śladowy DNA oskarżonego może być tzw. transferem wtórnym, czyli zostać przeniesiony przez inną osobę. Obrońca uważał, że w sprawie jest wiele wątpliwości, które należy rozstrzygnąć na korzyć jego klienta i go uniewinnić.

Prokurator wnosił do sądu o wymierzenie Dariuszowi K. kary 25 lat więzienia (za zabójstwo połączone z rozbojem groziło mu co najmniej 12, a nawet dożywocie) i wypłaty nawiązki na rzecz pokrzywdzonych (córki i wnuczki) w kwocie po 30 tys. zł. I takie nawiązki przyznał im sąd.

Pozostało jeszcze 18% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Jerzy Doroszkiewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.