Poznań: Nauczyciele szykują anonimowy protest. Symbolem jest ostrzegawczy pomarańczowy wykrzyknik!

Czytaj dalej
Fot. Weronika Wilska
Magdalena Baranowska-Szczepańska

Poznań: Nauczyciele szykują anonimowy protest. Symbolem jest ostrzegawczy pomarańczowy wykrzyknik!

Magdalena Baranowska-Szczepańska

Prawda o polskiej szkole świeci dziś ostrzegawczo pomarańczowym wykrzyknikiem. Nauczyciele czekają na zielone światło, ale przygotowują się równocześnie na scenariusz, w którym ministerstwo zapali czerwone. W internetowej przestrzeni, oddolnie i anonimowo organizują się, komunikują i mobilizują.

Mają w sobie taką siłę, jakiej nie mieli przez lata. Szykują strajk, jakiego jeszcze nie było. Twierdzą, że nie odpuszczą. „Głosowi Wielkopolskiemu” - szczerze, ale jednocześnie prosząc o zachowanie anonimowości (A i M), mówią dlaczego wybrali ten czas, czego oczekują i co ich może zatrzymać.

Chaos, fikcja i lęk uczniów przed snem

A: Kluczowe słowo to chaos. Na każdej płaszczyźnie - organizacyjnej, programowej, pracowniczej. Wkracza na scenę niesławny „podwójny rocznik”, zmora uczniów, rodziców, dyrektorów szkół i samorządów. Efekty nieprzemyślanej i źle przeprowadzonej reformy porażają. Skutki pośpiechu i nieliczenia się z opiniami ekspertów zaczynają być boleśnie odczuwalne i - niestety - nie dotyczy to jedynie problemów organizacyjnych: przepełnionych budynków, konieczności wydłużenia czasu trwania zajęć lekcyjnych czy braków kadrowych. To wiąże się z pośpiesznie napisanymi i wprowadzonymi, wbrew negatywnym opiniom naukowców, podstawami programowymi.

M: Obecnym uczniom klas ósmych i siódmych przerwano cykl kształcenia i wrzucono na dwa ostatnie lata szkoły podstawowej w całkowicie odmienny system edukacji. Podstawy programowe są wzajemnie niespójne - uczniów omija wiele zagadnień, a powielają inne. MEN się z tym nie kryje i odracza egzaminy końcowe z tych przedmiotów. Według minister Anny Zalewskiej uczniowie nadrobią braki, czerpiąc wiedzę z rzeczywistości pozaszkolnej. To jest fikcja. I my w niej pracujemy!

A: Nie chcemy się na to godzić. Są rzeczy, które bolą nas w sposób szczególny. Wybór szkoły średniej i profilu to pierwsze poważne decyzje młodych ludzi, które mogą zaważyć na ich przyszłym życiu. Pomagamy im dokonywać oceny predyspozycji, zdolności, mocnych i słabych stron. Wspólnie budujemy motywację, a uczniowie rozbudzają marzenia. Tymczasem zmniejszenie o połowę szansy na sukces skaże wielu ósmoklasistów i gimnazjalistów klas trzecich na porażkę i podetnie im skrzydła tuż przed startem w dorosłość. Z tym lękiem dziś chodzą spać.

Pieniądze to nie wszystko, odchodzić zaczną najlepsi

A: Osią sporu nie są wyłącznie niskie płace. Dzisiaj problemem jest skumulowana frustracja całego środowiska nauczycieli. Jesteśmy świadomi problemów, borykamy się z nimi, łagodzimy skutki wszelkimi sposobami i jednocześnie słyszymy propagandowy przekaz ministerstwa i rządu, który podważa nasze kompetencje i wiarygodność. Jesteśmy lekceważeni i pozbawieni szacunku. Negatywna narracja skutecznie przenika do opinii publicznej. Należy się spodziewać odpływu nauczycieli. W pierwszej kolejności odważą się odejść najlepsi.

M: Nauczyciele są przemęczeni, a uczniowie zestresowani i przepracowani. Rodzice piszą skargi do Rzecznika Praw Dziecka, a minister Zalewska ogłasza podwyżki, których nie było! Pamiętajmy, że pierwsza transza pochodziła z odebranych dodatków i w dłuższej perspektywie finansuje ją wydłużenie awansu zawodowego, druga nie została jeszcze wypłacona, choć miała być w styczniu, a z trzecią jest jak z Inflantami. Ma być nasza - kiedyś. Środowisko powiedziało dość! Realne podwyżki wynagrodzenia zasadniczego na poziomie 1000 złotych, jako godnościowy postulat płacowy, to granica nieprzekraczalna. Po podwyżkach będziemy rozmawiać o dalszych zmianach. Jesteśmy przygotowani do tej rozmowy.

A: Ministerstwo żongluje liczbami - netto, brutto, kwoty bazowe, średnie, zasadnicze, dziesiątki dodatków przyznawanych i odbieranych, mnożenie transzy „podwyżek”, procenty i punkty procentowe - wszystko skutecznie rozmywa obraz. Sami nauczyciele nie rozumieją, o co tutaj chodzi. Media w styczniu podały, że w tym roku nauczyciele dostaną dwukrotnie podwyżkę. Nie jesteśmy w stanie tłumaczyć, że mowa o kwotach rzędu 100 złotych. Nie mamy skutecznych kanałów komunikacji, żeby walczyć z takimi manipulacjami i przekłamaniami. Zdjęcia tzw. pasków z informacją o realnej wysokości pensji nie przebiją się w publicznych mediach. Dzisiaj dla wszystkich staje się jasne, że to nie żarty i albo będziemy rozmawiać poważnie, albo dojdzie do generalnego strajku. Protestujemy z wykrzyknikiem.

Dla uczniów walczymy o nasze być albo nie być w szkole!

A: Za edukację oraz za przeprowadzenie egzaminów odpowiada państwo. Nieetyczne jest kazać nam pracować bez należytego wynagrodzenia, niemoralne jest szantażować nas emocjonalnie dobrem ucznia. Kierujemy się nim zawsze w naszej pracy - to jej istota. I właśnie to dobro każe nam być zdeterminowanym jak nigdy przedtem. Dla nich musimy zawalczyć o nasze być albo nie być w szkołach. Rodzice muszą sobie zdawać sprawę, że za kilka lat nie będzie miał kto uczyć. Strajk jest ostatecznością. Nie chcemy go. Ale nie cofniemy się przed nim, jeśli nie przekonają rządu nasze argumenty. Wszystko w rękach minister Zalewskiej. To na nią spada odpowiedzialność za narastający lęk dzieci, które przygotowujemy do egzaminów oraz za stres ich rodziców.

M: Nauczyciele pracują pod presją czasu i rosnących wymagań. Dzisiaj usiłujemy w ciągu dwóch lat zrealizować materiał, który wykracza poza zakres trzyletniego gimnazjum. Rodzice powinni zrozumieć, że z jednej strony oczekują wysokiego wyniku pozwalającego ich dziecku skutecznie konkurować o miejsce w wymarzonej szkole w warunkach podwójnego rocznika, a z drugiej - sprzeciwiają się nadmiernemu obciążeniu ich dzieci nauką. Jeszcze nigdy relacje szkoły z rodzicami nie były tak napięte. Tracimy resztki autonomii, a do szkół weszła polityka.

Premier Mateusz Morawiecki wyjaśnił dobitnie, że pracujemy mniej, a chcemy więcej. Problem polega na tym, że minął się z prawdą. Według raportu Instytutu Badań Edukacyjnych polski nauczyciel pracuje w ciągu tygodnia średnio 47 godzin. Ludzie nas nie słuchają i nie szanują. Zrozumieliśmy, że aby społeczeństwo zaczęło cenić nas i naszą pracę, musimy zacząć godnie zarabiać.

A: Pracujemy coraz więcej, w poczuciu braku sensu i skuteczności podejmowanych działań, wbrew przekonaniom i wyobrażeniom na temat nowoczesnej edukacji. Jeszcze niedawno mówiliśmy o budzących się szkołach, o kulturze uczenia się opartej na rozwoju potencjału uczniów. Teraz w panice zastanawiamy się, jak przeładowany treściami materiał zmieścić w wyznaczonych godzinach. Tracimy resztki autonomii, a do szkół wkracza polityka. Dlatego mamy jasno określony cel - spełnienie płacowych żądań pozwoli nam na trzy rzeczy. Po pierwsze, odzyskamy godność i szacunek dla samych siebie. Po drugie, powstrzymamy odejścia od zawodu. A po trzecie, stworzymy pole do rozmowy o naprawie edukacji. U podstaw każdej z tych trzech motywacji leży prawda, która buduje relację pomiędzy nami a uczniami. Tej prawdy nie da się już dłużej ukryć za najszerszym nawet uśmiechem polityków - jest rozpaczliwie przygnębiająca i smutna. I oczywista dla każdej ze stron. Nie chcemy się na to godzić.

Protest z wykrzyknikiem

Nauczyciele decydują się mówić, ale jednocześnie nie podają nazwisk. Protest z wykrzyknikiem ma pozostać anonimowy. Dlaczego?

A: Wielu nauczycieli spotkały problemy. To są naciski dyrektorów, organów prowadzących, czasem kuratorium. Organizujemy akcję no name, no place, aby zamanifestować opór. Banksy polskiej edukacji. Traktujmy formułę jako happening. Jesteśmy nauczycielami i chcemy pomóc innym przygotować się do sporu zbiorowego i strajku.

Magdalena Baranowska-Szczepańska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.