Punkt, który jest domem. Dla tych, którzy go nie mają

Czytaj dalej
Fot. Łukasz Capar
Wojciech Lesner

Punkt, który jest domem. Dla tych, którzy go nie mają

Wojciech Lesner

Ciepła kąpiel, strzyżenie, świeże odzienie, rozmowa. To nie salon fryzjerski ani SPA, tylko punkt pielęgnacyjno-higieniczny. Swoje drzwi szeroko otwiera wszystkim bezdomnym.

Wewnątrz prawie pusto. Spodziewałem się tłumów, bo punkt joannitów przy ul. Szczecińskiej w Słupsku otwarty jest tylko dwa razy w tygodniu po dwie godziny. Okazuje się jednak, że zainteresowani usługami placówki mądrze zarządzają swoim czasem. Przychodzą w grupach, raczej o wczesnej porze, by nie tworzyć niepotrzebnych kolejek. Tak jest teraz, kiedy słupki rtęci w termometrach wędrują jeszcze w okolice kilkunastu stopni. Sytuacja diametralnie zmieni się, gdy nadejdzie zima. Wtedy nie dość, że miejsca może nie starczyć dla każdego, to także i ciepłych ubrań. Ich bezdomni potrzebują najbardziej.

Nie wszędzie dobrze, ale w punkcie najlepiej

Umówiony jestem z panią Małgorzatą Zimny, ratownikiem medycznym ze słupskiej Stacji Joannitów, pracownikiem punktu. Od razu orientuję się, że prędko dyktafonu nie włączę. Kobieta ze starannością zajmuje się raną pana Mikołaja. Mężczyzna, już nieco starszy, czeka cierpliwie na założenie opatrunku. Zadrapanie na jego ramieniu nie wygląda najlepiej.

Pan Mikołaj zerka na mnie, uśmiecha się nieśmiało. Szybko zostaję zdemaskowany - pani Małgorzata oznajmia, że jestem z gazety. Mężczyzny to nie zraża, przeciwnie - wydaje się, że ma ochotę na dłuższy wywiad. Siadam więc i wsłuchuję się w historię jego życia.

- Kiedyś byłem marynarzem… Staram się przychodzić do punktu w czwartki. Wiek już daje się we znaki, zbliża się zima… ale jakoś daję radę. Kiedyś byłem twardszy. Dzisiaj czasem łzy same lecą. Człowiek nieraz nie wytrzymuje tego tempa. Tego oszustwa. Nie wiem, skąd ludzie mają coś takiego w sobie… gdzie widzą pieniądze, tam się pojawiają - jak mrówki - wygłasza.

Co prawda rozmowy nie ma na liście usług punktu, w którym się znajdujemy, ale to z niej bezdomni czerpią zazwyczaj najwięcej radości. To dla nich namiastka domu.

- To miejsce, do którego można przyjść i po prostu chwilę posiedzieć i porozmawiać. Czasami pożartować, czasami się wyżalić - mówi pani Małgorzata.

Każdy jest panem we własnym domu

Czasu na rozmowę nie ma zbyt wiele. Punkt zamyka się za godzinę. Pan Mikołaj spakował się do swojej torby i uścisnął mi dłoń na pożegnanie. Mała salka z łóżkiem lekarskim, krzesełkami i szafką pustoszeje. Mam chwilę, by zadać kilka pytań pani Małgorzacie.

- Jako joannici, oprócz punktu pielęgnacyjnego, mamy jeszcze punkt sanitarny. Ja jestem ratownikiem medycznym, koleżanka, która ze mną pracuje, jest pielęgniarką. Zgłaszają się do nas ludzie nie tylko bezdomni, ale i z miasta, którzy potrzebują wsparcia medycznego - opatrunków, porad. Odwiedzamy też środowiska naszych podopiecznych w terenie. Tej pracy jest naprawdę sporo - przyznaje.

Jednak punkt pielęgnacyjno-higieniczny to nie tylko miejsce na pogawędki przy ciepłej kawie. To tutaj bezdomni mają możliwość umyć się i ogolić - po prostu zadbać o higienę. Ciepły prysznic w okresie zimowym bywa zbawienny.

I jak na zawołanie pojawia się dwóch panów. Nie rwą się do rozmowy, chcą po prostu skorzystać z bieżącej wody. Entuzjastycznie wita ich pani Małgorzata, to jej kolejni podopieczni. Stąd też wiedzą, co i jak. Nie trzeba im wskazywać palcem, gdzie znajduje się kurek od kranu.

- Nie będziemy wszystkiego za nich robić. Uważam, że powinniśmy dać im poczuć się trochę jak w domu, którego nie mają. Nie za swobodnie, żeby to nie poszło w złą stronę, ale musimy szanować ich indywidualność. To są ludzie, którzy są myślący, charakterni. Jeżeli tylko mogę kogoś usamodzielniać i starać się, żeby sam funkcjonował w naszej placówce, to tak robię - wyjaśnia ratowniczka. - Wbrew pozorom i powszechnej opinii, bezdomni bardzo dbają o to, żeby włosy były zawsze krótkie, żeby brody były ogolone, żeby nie biegały po nich insekty - zwraca uwagę.

Gość w dom

W tle szumi woda, słychać brzęczenie maszynki do golenia. Wchodzi kolejny gość. Nie będzie musiał czekać w kolejce, by skorzystać z dobrodziejstw przygotowanych przez joannitów. To darczyńca. Trzyma uginającą się od ciężaru torbę.

- Przywiozłem buty. Są dobre. Szkoda, żeby się zmarnowały. Na pewno komuś się przydadzą - mówi mężczyzna.

Przydadzą się nie tylko buty, ale też ubrania. Zapasy odzienia tuż przed zimą potrafią skurczyć się w mgnieniu oka. Bezdomni potrzebują nie tylko bielizny, koszulek, ale - w obliczu nadchodzących mrozów - również bluz, kamizelek, kurtek. Osób, które oczekują pomocy, jest naprawdę wiele. Nie tylko mężczyzn.

- Pięć pań stale przychodzi na opatrywanie ran, po leki. Niestety, odsetek kobiet, które są bezdomne i w ciężkiej sytuacji, jest spory - zauważa pani Małgorzata. - Niektórzy przychodzą pod wpływem alkoholu. Wtedy są wypraszani. Nigdy jednak nie spotkały mnie akty przemocy czy wyzwiska. To są ludzie, którzy w większości przypadków nie chcą pić, tylko muszą. Alkoholizm jest jedną z najcięższych chorób. I jeśli ktoś to zrozumie, to zobaczy w tych ludziach ludzi. Mamy taki przypadek - jest pan z innej gminy. Bardzo chętnie bym mu pomogła, jeżeli chodzi o sprawy urzędowe, ale nie mogę, bo to inny samorząd. Z jakichś przyczyn wylądował w Słupsku, stał się bezdomny, popadł w alkoholizm. Żeby załatwić mu zaświadczenie na obiady z naszego MOPS-u, musieliśmy zadziałać w Tucholi. Udało się to. A ciepły posiłek ratuje życie - kwituje.

Leki i artykuły higieniczne - wkładki, pampersy, pieluchomajtki - które pracownicy punktu wydają bezdomnym, to dary od niemieckich joannitów. Ubrania natomiast przyjmowane są od każdego, kto ma ochotę pomóc.

Wchodzi pani Jola. Gdyby nie wsparcie otrzymane w punkcie, jej powrót do zdrowia po chorobie byłby ciężki.

- Dzisiaj trochę mi się pospało. Szczęście, że otwarte jest do 12. Zazwyczaj przychodzę koło 8! - opowiada kobieta. - Przychodzę po nutridrinki. Są bardzo drogie. Jestem po raku, tak że te nutridrinki onkolog co jakiś czas każe mi wprowadzać do diety. Są bardzo pożywne, dojem do tego kanapkę i zaspokajam swoje zapotrzebowanie. Gdyby ich tutaj nie było, miałabym problem. Caritas często ich nie ma. Tutaj cały czas jestem pod opieką. Kończą mi się przeciwbólowe? Dzwonię, podjeżdżam autobusem, kawałek się przejdę i mam pomoc. Wszystko, o co proszę, dostaję. Nie ma, że nie ma. Nawet napisałam pismo do dyrektora! Podziękowałam pani Monice i pani Małgosi. Podziwiam je.

- Wieść o naszym punkcie roznosi się pocztą pantoflową. Kilka razy przyszedł do nas ktoś, mówiąc, że zna osobę, która jest w ciężkiej sytuacji, jest bezdomna, potrzebuje kąpieli. Wtedy taką osobę zapraszamy. Dzięki Miejskiemu Ośrodkowi Pomocy Rodzinie mamy panie, które nas wspierają i pomagają naszym bezdomnym, jeżeli nie są oni w stanie sami wykonywać czynności pielęgnacyjnych - dodaje pani Małgorzata.

Szacuje, że na terenie miasta może przebywać ponad 200 bezdomnych.

Wojciech Lesner

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.