Seksualny dewiant czy zbrodniarz? Sąd musi dowiedzieć się, kim jest Mykhailo
Ciało Anny leżało w łazience. Mimo młodego wieku bardzo chorowała, dlatego zgon wyglądał na naturalny. Ale w nocy zniknął gdzieś jej przyjaciel, telefony, torebki i samochód.
Pół roku później na biurko prokuratora trafił dokument, a w nim kluczowe zdanie: znaleźliśmy ślady duszenia.
Międzyzdroje
Popularna gmina wypoczynkowa w zachodniej części wybrzeża. Życie tętni tutaj praktycznie przez cały rok, ale im bliżej letniego sezonu, tym jest gwarniej i tłoczniej. Połowa czerwca, kiedy trwa jeszcze nauka w szkołach, to ostatni moment, by wypocząć w spokoju.
To właśnie tu w czerwcu 2022 r. zaplanowały dwudniowy wypad z dziećmi 34-letnia Anna i jej przyjaciółka Karolina, mieszkanki województwa lubuskiego. Wynajęły niewielki, dwupokojowy apartament niedaleko komisariatu policji.
- Widziałem je tylko kilka minut, tyle co trwa rejestracja turystów. Jak zadzwoniły, to rezerwacje zrobiły bonem turystycznym. Pamiętam, że pani Ania ucieszyła się, że pokoje są na parterze, bo miała trudności z chodzeniem - opowiadał właściciel pensjonatu.
To on 15 czerwca pobiegnie na pobliski komisariat zawiadomić o tragedii.
Anna rzeczywiście była chora i to od urodzenia. Do problemów fizycznych doszły z czasem problemy neurologiczne i inne. Była pod opieką lekarzy. Brała leki, które pomagały jej funkcjonować na co dzień. To będzie ważny wątek w tej sprawie.
Mykhaiło
Ponad kilometr dalej od apartamentu obu pań, w pobliżu międzyzdrojskiej promenady jest bar z kebabem.
Pracował tu od niedawna 22-letni Mykhaiło M., obywatel Ukrainy ze Lwowa. 174 wzrostu, 65 kilogramów wagi. Kilka tatuaży na rękach, gęsta broda, czarne włosy.
Niekarany. Ponoć chodził do szkoły średniej o profilu prawniczym, ale jej nie ukończył. Całkiem nieźle mówi po polsku, choć na procesie będzie miał tłumacza, aby nie było żadnych wątpliwości, że czegoś nie zrozumiał.
Mykhaiło przyjeżdżał do Polski od 17. roku życia, imając się dorywczych prac. W Szczecinie pojawił się w styczniu 2021 r. Pracował w firmie kurierskiej, ale gdy zbliżał się sezon letni, ocenił, że nad morzem zarobi więcej.
Kolega załatwił mu pracę w gastronomi, a właściciel lokalu zapewnił nocleg i obiecał, że zatrudni go po okresie próbnym na umowę zlecenie. Od trzech miesięcy miał dziewczynę, która mieszkała w hostelu na ulicy Pomorskiej w Szczecinie.
14 czerwca
14 czerwca wieczorem Mykhaiło zakończył pracę. Zdążył jeszcze kupić dwa piwa i 50 gramów wódki w swoim barze.
Poszedł na promenadę i wstąpił do jednej z knajpek. Chciał kupić setkę wódki, ale sprzedawca poinformował go, że sprzedają tylko tzw. szoty w kieliszkach o objętości 30 ml. Zamówił cztery i piwo.
W lokalu siedziały dwie kobiety. Jak się szybko okazało, była to Anna i Karolina. Musiało im się dobrze rozmawiać, bo po wypiciu kilkunastu szotów postanowili się przenieść do kolejnej knajpy na plaży. Była już zamknięta.
Któreś z nich wpadło na pomysł, aby kupić wódkę na stacji benzynowej i wrócić na plażę. Tak też zrobili. Z butelką 0,7 litra żubrówki, colą i przekąskami wrócili nad morze.
- Była pierwsza lub druga w nocy. Piliśmy równo. Potem padła propozycja, aby przenieść się do apartamentu dziewczyn. Poszliśmy - opowiadał młody Ukrainiec.
Z plaży do apartamentu jest niedaleko. Raptem kilkanaście minut pieszo.
W jednym z dwóch pokojów spały dzieci kobiet. Ponoć nawet jedno z nich przywitało się z dorosłymi, gdy przyszli do apartamentu.
- Mała dziewczynka pomachała mi rączką, ja odmachałem - mówi.
Według Mykhaiła w pokoju pili jeszcze przez chwilę. W pewnym momencie Karolina poszła spać.
- A my z Anną zaczęliśmy się całować. Ze względu na Karolinę wyszliśmy do aneksu kuchennego i tam doszło do seksu - twierdzi Ukrainiec.
Anna miała już dość picia i poszła spać. Mykhaił wypił jeszcze trochę i też się położył.
Łazienka
Gdy w nocy wstał do toalety, zobaczył w łazience leżącą na podłodze Annę. Nie dawała znaku życia.
Twierdzi, że robił jej masaż serca, ale przeraził się, że w takich okolicznościach zostanie uznany za gwałciciela i mordercę.
Nie wezwał pogotowia, nie obudził Karoliny, tylko chwycił za kluczyki od samochodu kobiet i uciekł. Zdążył jeszcze ukraść ich telefony, torebki z dokumentami i kartami kredytowymi.
Pijany otworzył bramkę wjazdową i ruszył do Szczecina. Do miasta przyjechał ok. 10 i wpadł na pomysł, że pojedzie do Berlina i tam zostawi samochód. Ponoć nawet tak zrobił, ale po rozmowie z rodziną na Ukrainie postanowił iść na policję.
- Mam rodzinę w wielu miastach w Europie, ale postanowiłem, że pójdę na policję i wyjaśnię sprawę - twierdził.
Dziś solennie zapewnia, że w żadnym wypadku nie dosypywał dziewczynom do alkoholu żadnych pigułek gwałtu, żadnych środków, które mogłyby spowodować utratę świadomości.
Po zatrzymaniu Prokuratura Rejonowa w Świnoujściu postawiła mu zarzuty nieudzielenia pomocy i kradzieży. Przyznał się tylko do kradzieży i opowiedział historię, którą opisaliśmy powyżej. Szybko okazało się bajeczką wymyśloną na potrzeby chwili.
- Nie miałem wtedy tłumacza, nie zrozumiałem, że mam prawo do adwokata z urzędu - tłumaczył się mało przekonująco.
Fantazja seksualna
Poprosił prokuratora o kolejne przesłuchanie. I opowiedział nową wersję. Tym razem zapewnia, że jest prawdziwa.
Według tej wersji Anna osunęła się na podłogę w aneksie kuchennym, podczas gdy uprawiali seks. Był to seks z tzw. podduszeniem. Ukrainiec twierdzi, że kobieta się na to zgodziła.
- Wcześniej rozmawialiśmy o naszych fantazjach seksualnych. Ja mówiłem, że lubię ostrzej, chociaż po tej sprawie to już nie lubię. Ona też nie miała nic przeciwko. Uważam, że zaprosiła mnie do mieszkania, bo miała ochotę na seks - mówi oskarżony.
- Ja mam taką fantazję seksualną o podduszaniu partnerki podczas seksu. Robiłem to kilka razy w przeszłości z moją dziewczyną. Podczas seksu z Anią ja zrealizowałem tę fantazję. Ona wyraziła na to zgodę- zapewnia.
Twierdzi, że gdy stała do niego tyłem, położył jej lewą rękę na szyi i oparł się łokciem o ścianę, przyciskając ją ciałem.
- Ona była wtedy przyciśnięta do ściany. To nie trwało długo, minuta, dwie. Ona zaczęła się osuwać. Ja ją złapałem i położyłem na podłodze w tym aneksie - mówił.
Przekonuje, że próbował jej udzielić pierwszej pomocy, bo pamiętał zasady z nauki w szkole.
- Twarz jej się zaczęła zmieniać. Zrozumiałem, że umarła. Od razu otrzeźwiałem - wyjaśnia.
Twierdzi, że wpadł w panikę. Założył Annie z powrotem bieliznę i spodnie i przeciągnął do łazienki. Tam zostawił i uciekł.
- Przeciągnąłem ciało do łazienki, bo chciałem upozorować, że Anna sama umarła. Ja nie mówiłem na początku prawdy, bo bałem się, że zostanę posądzony o gwałt i zabójstwo. Nie budziłem Karoliny, bo nie umiałbym jej wytłumaczyć, że to nie była moja wina - przekonuje.
Twierdzi, że nie wezwał pogotowia, bo nie znał numeru, a telefon mu się wyładował. Był jednak na tyle przytomny, by zabrać telefony kobiet, w których było zapisane połączenie telefoniczne do niego i wspólne zdjęcie.
- Byłem w szoku. Postanowiłem uciec z tego mieszkania. Nie wiedziałem, co robię. Zabrałem kluczyki do samochodu, torebki, telefony. Tam były nasze zdjęcia i mój numer telefonu. Nie miałem zamiaru nikogo skrzywdzić, udzielałem jej pomocy, jak umiałem - dodaje.
Faktem jest, że po około dobie od tragedii sam zgłosił się na policję.
Opinia
Opowieści Ukraińca to jedno, a zdanie śledczych to zupełnie co innego.
W wersję o nieszczęśliwym wypadku podczas seksu nie wierzy prokuratura. Tym bardziej że ma mocny dowód. Opinię z sekcji zwłok. Wynika z niej, że kobieta została uduszona. Co więcej, śledczy twierdzą, że zabił z premedytacją.
- Działając w zamiarze bezpośrednim pozbawienia życia pokrzywdzonej, uciskając przednią powierzchnię narządów jej szyi, doprowadził do zgonu pokrzywdzonej, na skutek jej uduszenia - oskarża prokurator.
Dlatego po pół roku od tragedii zmienił Ukraińcowi zarzut z nieudzielenia pomocy na zabójstwo. Jaki motyw mógłby mieć Mykhaił M.? Kradzież? To już musi wyjaśnić sąd. Proces zaczął się we wtorek przed Sądem Okręgowym w Szczecinie. Ukrainiec potwierdził drugą wersję. O tym, że proces będzie trudny, jest przekonany obrońca oskarżonego, mec. Maciej Krzyżanowski.
- Takiej sprawy nie miałem jeszcze w karierze - przyznaje szczerze.
Przed rozpoczęciem procesu domagał się zwrotu akt śledztwa do prokuratury. Jego zdaniem nie przeprowadzono wielu dowodów. M.in. dodatkowej opinii biegłych na temat połączenia alkoholu i leków. Sąd odrzucił wniosek o zwrot akt prokuraturze.
Sekcję zwłok Anny P. przeprowadzono po 13 dniach od śmierci. W krwi miała ponad 1,3 promila alkoholu. Toksykologia wykazała, że przed śmiercią brała leki.
- A co, jeśli to połączenie alkoholu i leków doprowadziło do śmierci, a nie mój klient - pyta. Odpowiedzi poszuka sąd.