W Łodzi z Krańcoofki do Zadoopia

Czytaj dalej
Piotr Jach

W Łodzi z Krańcoofki do Zadoopia

Piotr Jach

Wprawdzie niejednemu psu na imię Burek, ale w gastronomii to by nie przeszło. Każdy lokal szczyci się indywidualną, unikatową nazwą, a przypadki plagiatów miewają często przykre konsekwencje. Nazwa to marka, wizerunek, dopełnienie starannie przemyślanego klimatu i oferty lokalu.

Może być oczkiem puszczonym do gościa albo prostym komunikatem w stylu Piwiarnia. Jedno słowo i wszystko jasne. Aczkolwiek nie zawsze jest tak łatwo. Przeszliśmy się po łódzkich knajpach, które nazwy mają nieoczywiste, a nawet trochę zagadkowe...

Zadoopie

Wdzięk tego miejsca oraz wytłumaczenie niepospolitej nazwy ujawnia się zaraz po przekroczeniu progu knajpki w głębi podwórza przy ul. Piotrkowskiej 37. Gości wita stolik z pokrywy silnika ursusa. Pod szklanymi blatami stołów, na wyściółce ze słomy, leżą puste butelki po wódce, stare trampki, pluszowe szczury. Na ścianie wisi kosa, za barem kiełbasa i kaszanka w pętach. Lokal oświetlają lampy z gumofilców. Choć właściciel twierdzi, że fanem prozy Andrzeja Pilipiuka nie jest, wykreowany przez pisarza wiejski egzorcysta Jakub Wędrowycz czułby się tu jak u siebie. Zwłaszcza, że gospodarz często obsługujący gości w berecie wygląda jak jego młodsza, współczesna wersja.

- Pomysł na knajpę o wiejskim wystroju z przymrużeniem oka zrodził się podczas nocnej przejażdżki po brzezińskim lesie - wspomina Mariusz Pinek, właściciel. - Z odpowiednią nazwą było jednak trudniej. Mieszkałem kiedyś we wsi Kałów i długo kombinowałem, jak by tę nazwę jakoś na potrzeby lokalu wykorzystać. Niestety, większość pomysłów brzydko zalatywała... wiadomo czym. Ale kombinowanie doprowadziło do Zadoopia i ta nazwa się jakoś sprawdza.

Andrzeju...

- Ja jestem Kamil, a wołali na mnie Andrzej. Wspólnik ma na imię Robert, a był zwany Edwardem - zaczyna opowieść o nazwie swojego pubu Kamil Nowakowski, gospodarz w Andrzeju Nie Denerwuj Się. - Ale to nie od tego. Andrzej to teraz kultowe imię, rodzaj tabliczki dla pewnego typu człowieka. Obejrzeliśmy kiedyś w internecie taki filmik o oficerze, któremu ktoś uszkodził wóz pancerny. Facet się strasznie pieklił i wtedy padło „Andrzeju, nie denerwuj się...”. Od razu mi się spodobało, bo wyobraziłem sobie takiego poirytowanego gościa, który chciałby się odstresować przy kufelku. Ba! To się zresztą naprawdę zdarzyło. Trafił do nas Andrzej, który szedł Piotrkowską i gryzł się zmartwieniami. U nas przestał się denerwować, więc chyba to działa.

Krańcoofka

Nie zawsze bywa jednak tak, że nazwa lokalu jest efektem olśnienia. Czasem rodzi się w bólach.

- Lokal w klimatach motoryzacyjnych marzył mi się jeszcze od czasów licealnych. Gdy nadarzyła się okazja, razem z moją wspólniczką Magdą Grzelką, zaczęliśmy szukać odpowiedniego miejsca. Tak trafiliśmy tutaj, do dawnego magazynu społemowskiego sklepu, który działał kiedyś powyżej - opowiada Tomasz Junde, właściciel Klubu Transportowego Krańcoofka, mieszczącego się w piwnicy przy ul. Piotrkowskiej 29, choć z wejściem od strony ul. Więckowskiego.

Problem nazwy był wałkowany przez cały okres remontu lokalu. Pomysły były różne: Parking, Garaż, Motomaniak Pub. Krańcoofkę z lekkim przekąsem i pół żartem, pół serio rzucił Michał Ligocki, kolega Tomasza. Zaiskrzyło.

- Ładnie się spaja się z ideą lokalu, w którego wystroju dominują motywy samochodowo-tramwajowo-autobusowe - mówi Junde rozglądając się po klubie, w którym siedzeniami są samochodowe fotele, szklane blaty stolików opierają się o stalowe felgi, z jednej ściany wystaje maska fiata 126 p, a inną pokrywa fototapeta z wnętrzem starego tramwaju.

Niepoślednia nazwa bywa przyczyną zabawnych sytuacji. Słowo krańcówka jest łodzianizmem nieznanym w innych miastach. Bywa, że ktoś spoza Łodzi chcąc zarezerwować w Krańcoofce stolik i nie znając tego słowa, usiłuje je zangielszczyć, co daje rezultat w postaci „krańkówki”...

Grzałka

Czy drobny sprzęt agd może kojarzyć się z rock’n’rollem? Wszystko zależy od kontekstu. Za nazwę Grzałki, która działa w piwnicy podwórka przy ul. Piotrkowskiej 55, odpowiedzialność ponosi... Piotr Baron z radiowej Trójki.

- To moja ulubiona stacja - wyznaje zarządzający lokalem Jarek Zygmanowski. - Pamiętam, że była wtedy zima, mróz jak diabli, a Baron zapowiadając jakąś piosenkę powiedział, że to prawdziwa muzyczna grzałka, taka na rozgrzewkę. Bardzo dobrze mi to zabrzmiało, jakoś tak rockowo, więc lokal został Grzałką.

...i inne

Oryginalnymi, nieszablonowymi i dowcipnymi nazwami popisać się może jeszcze kilka co najmniej kilka miejsc. Wprawdzie o lokalu La Pies, który w dziedzinie nazewnictwia zawiesił poprzeczkę wysoko, mało kto już pamięta, ale pewnie też nie każdy wie skąd wywodzi się nazwa modnej klubokawiarni Owoce i Warzywa? Od warzywniaka, który przez lata działał w tym miejscu. Intrygująco i zabawnie brzmią: Nienażarty (restauracja na krańcach ul. Rojnej), A nóż widelec (bar z kuchnią domową, ul. Sterlinga), Żarty Żartami (ul. Wólczańska), Niebostan (ul. Piotrkowska), Spaleni Słońcem (Off Piotrkowska), Łodziarnia (lodziarnia przy ul. Sienkiewicza), Krowarzywa (food truck w Off Piotrkowska) czy niedawno otwarty lokal sieci Piw Paw (ul. Piotrkowska).

Piotr Jach

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.