Zaprojektowany w 1967 r. blok jest domem dla około 13 tysięcy szczecinian

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Szkocki
Małgorzata Klimczak

Zaprojektowany w 1967 r. blok jest domem dla około 13 tysięcy szczecinian

Małgorzata Klimczak

Jednostka G-15 to bez wątpienia najpopularniejszy budynek Szczecina. Wystawę na jego temat przygotował architekt Marcin Szneider, który opowiada o PRL-owskiej architekturze.

Zaprojektowany w 1967 r. blok jest domem dla około 13 tysięcy szczecinian. Jest to możliwe dlatego, że projekt tego budynku został powtórzony aż 58 razy w różnych miejscach naszego miasta. Bloki G-15 wybudowano również w Koszalinie, Gryfinie i innych miastach dawnego województwa szczecińskiego. Jak się pojawił pomysł, żeby przypomnieć historię tych wieżowców? Przecież do dzisiaj pokutuje takie przekonanie, że blokowiska to jest coś brzydkiego.

To jest już trzecia wystawa z cyklu, w którym przypominamy architekturę PRL-u. Pierwsza dotyczyła konkursu na plac Zgody. Druga -konkursu na plac Żołnierza Polskiego w okolicach Kaskady. To jest więc trzecia taka wystawa, która dotyczy socmodernizmu, bo chyba to jest najwłaściwsze określenie tego nurtu. W innych źródłach jest również nazywany późnym modernizmem w odniesieniu do modernizmu, który miał swoje początki w latach dwudziestych XX wieku. W tym przypadku mamy do czynienia z późnym modernizmem, czyli lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte. Do tego dochodzi jeszcze kontekst polityczny, czyli Polska socjalistyczna. Stąd nazwa socmodernizm. Ja jestem wielkim fanem tego bloku i dlatego zrobiliśmy o nim wystawę. Bardzo go lubię. Podobają mi się jego proporcje, jego architektura, mimo że on ma w bryle proporcje takiej szafy na ubrania. Ma on jednak kilka smaczków architektonicznych, które sprawiają, że ten blok jest dużo bardziej atrakcyjny i stąd się pojawił pomysł na wystawę. Myślę, że powinniśmy doceniać architekturę, która jest na terenie Szczecina bardzo powszechna, bo takich bloków powstało u nas 58. Oprócz tego wiele tych obiektów powstało na terenie dawnego województwa szczecińskiego. Wiem, że można je spotkać na terenie Stargardu, Świnoujścia, Kołobrzegu, Koszalina, Gryfina, być może jeszcze w innych miejscach, ale już do nich nie dotarłem.

Czy ten blok w tamtych czasach był nowoczesny, ładny, czy po prostu miał spełniać pewne funkcje użytkowe?

Ja bym powiedział, że to był blok bardzo charakterystyczny dla tamtych czasów. Wtedy powstawało dużo dobrej architektury. Myślę, że to był dość dobry czas dla architektury i dla architektów. Nie nazwałbym tego projektu budynkiem wybitnym, ale biorąc pod uwagę technologie, jakimi wtedy dysponowano, siłę roboczą, warunki, to powstał projekt bardzo ciekawy i bardzo ambitny. Niezwykle wysublimowany estetycznie i plastycznie. Może jest to trudne do dostrzeżenia dla niewprawnego oka, ale jak się dłużej będziemy przyglądać, dostrzeżemy detale. Wtedy docenimy ten budynek i poznamy jego ukrytą wartość.

Ale te PRL-owskie bloki i blokowiska uważane są jednak za brzydkie. Czy pan zgadza się z tą opinią, czy może pana zdaniem te opinie wynikają z tego, że PRL źle się kojarzy?

Wszystko, co wtedy powstawało, nam się źle kojarzy. Zarówno to, co było polityczne, jak i to, co materialnie powstawało w tamtych czasach. Coraz częściej jednak dochodzą do głosu opinie, że rzeczywistość nie była taka czarno-biała, a część dziedzictwa materialnego z tamtych czasów jest wartościowa. I myślę też, że w tamtych czasach, gdy te obiekty powstawały, rosły na oczach ówczesnych szczecinian i musiały budzić podziw. Kojarzyły się z nowoczesnością. Z czymś, co będzie spełniało aspiracje dzisiejszych szczecinian i przyszłych pokoleń. Bo dla wielu osób mieszkanie w takim bloku było wielkim marzeniem. Pomimo że te mieszkania były dość małe, bo w połowie lat sześćdziesiątych takie budowano.

Czy wtedy funkcjonowały normy budowlane dotyczące minimalnej powierzchni?

Normy na jednego mieszkańca oscylowały między 7 a 10 mkw.² na osobę. W połowie lat sześćdziesiątych zostały jeszcze obniżone do 5 -7 mkw.² na osobę. W tym bloku są te nowsze, surowsze normy. Można w nim jednak docenić to, że ma jasne kuchnie z oknem, które nie były takie oczywiste w tamtych czasach, a nawet dzisiaj nie są oczywiste. Współcześnie, jak się projektuje mieszkania, to często jest to jedynie aneks kuchenny gdzieś tam w głębi pokoju dziennego i bez bezpośredniego dostępu do okna i do światła. A w bloku G-15 kuchnie były jasne. Zresztą nie tylko one. Korytarz, który tutaj przebiega przez całą długość bloku, też jest doświetlony z dwóch stron - od strony loggii i ściany szczytowej, którą się wchodzi do budynku, więc prawie wszystkie pomieszczenia są doświetlone światłem dziennym. Jedynie łazienki i przedpokoje nie miały dostępu do okna, bo nawet zsyp na śmieci ma. Udało się wszystko zaprojektować funkcjonalnie, ale też ciekawie estetycznie, no i udało się doświetlić te pomieszczenia.

Mam czasami wrażenie, że mieszkania, które się dzisiaj buduje, są jakby mniej funkcjonalne, chociaż połączenie salonu z kuchnią jest teraz bardzo modne. Jednak mieszkania, które budowano w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, są dużo bardziej ustawne.

Wydaje mi się, że całkiem nieźle te mieszkania mogły wyglądać. Jeżeli mówimy o mieszkaniu w bloku. Dzisiaj jest modnie budować się za miastem, więc to już zupełnie inny standard, ale jak na mieszkania w blokach, to tamte były całkiem niezłe. Muszę się przyznać, że nigdy nie byłem w środku bloku G-15. Znam ten projekt z rzutów przekrojów z rysunków architektonicznych, no i z obcowania z architekturą na zewnątrz, ale nigdy nie miałem nikogo znajomego, kto mieszkałby w tym bloku, więc nie udało mi się jeszcze go odwiedzić i zobaczyć mieszkania wewnątrz. Natomiast sam mieszkam w innym bloku z połowy lat sześćdziesiątych i muszę przyznać, że mimo że to mieszkanie jest bardzo małe, to każdy metr kwadratowy został dość dobrze zaprojektowany z maksymalnym wykorzystaniem przestrzeni. Nie ma tam miejsc, które byłyby nieustawne. Doceniam architekturę PRL-u, chociaż nie jest ona pozbawiona wad, bo widać dbałość o to, żeby każdy centymetr przestrzeni wykorzystać jak najlepiej. Patrząc na archiwalne rzuty z projektów z tamtych czasów, to wszystko jest prostopadłe do siebie na bazie kwadratu i prostokąta. Takie kształty najłatwiej jest po prostu meblować. Najłatwiej jest ustawić, urządzić. Jednostka G-15to jest budynek na rzucie prostokąta, który jest lepiej zaprojektowany, bardziej ustawny. Może to wynika z tego, że mieliśmy wtedy więcej miejsca w naszych miastach i mogliśmy tak projektować budynki, żeby je ustawić zgodnie z kierunkiem stron świata, zgodnie z wędrówką słońca, tak jak ten budynek. Bloki trzeba było ustawiać na osi północ - południe. Dzięki temu mieszkańcy, którzy mieli mieszkania dwupokojowe, mieli dostęp do światła słonecznego w ciągu dnia, ci od strony wschodniej mieli słońce od rana do południa, a ci od strony zachodniej mieli słońce w swoich mieszkaniach od południa do wieczora. Co należy docenić w modernizmie i co nam ten modernizm zostawił po sobie? To jest właśnie taka mała obsesja na punkcie doświetlenia mieszkań, żeby każdemu mieszkaniu i każdemu mieszkańcowi zapewnić wystarczającą ilość światła, przestrzeni i powietrza. W architekturze późnego kapitalizmu jest o to coraz trudniej.

I myśli pan, że właśnie te aspekty, o których pan mówił, spowodowały, że ten blok był tyle razy kopiowany i to w różnych miastach?

Moim zdaniem to był udany projekt. Te mieszkania były dobrze rozwiązane. Myślę, że istotne było też to, że ten projekt po kilku latach został dostosowany do prefabrykacji. To znaczy pierwotne wersje tego budynku, stojące przy ulicy Matejki w Szczecinie, zostały wybudowane w technologii tradycyjnej, czyli elementy żelbetowe były wylewane na miejscu budowy. Ściany osłonowe były prawdopodobnie murowane. Parę lat później, czyli już na osiedlu przy ulicy Odzieżowej, zmodyfikowano projekt tak, żeby częściowo był prefabrykowany.

Blokom tego typu zarzuca się, że nie tworzą się w nich więzi społeczne, że ludzie się nie znają.

W jednym bloku było około 220 mieszkańców, więc trudno zadbać o to, żeby te wszystkie osoby się znały. Te bloki znajdują się w dobrych lokalizacjach w centrach miast, więc wymiana mieszkańców jest duża. Ale jeżeli na jednym piętrze mieliśmy osiem mieszkań, to tam więzi sąsiedzkie mogły się zawiązywać, zwłaszcza że użytkownicy jednego piętra musieli zadbać o to, żeby było czysto i przytulnie. To wszystko wymagało sąsiedzkiej wymiany myśli i poglądów. Jednak blok, w którym mieszka kilkaset osób, na pewno nie jest odpowiedzią na społeczne potrzeby mieszkańców.

Małgorzata Klimczak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.