Anna Czerny-Marecka

Sto(l)p. Zrób przystanek na lekturę. Polecamy Bard(z)o

Sto(l)p. Zrób przystanek na lekturę. Polecamy Bard(z)o
Anna Czerny-Marecka

Widmo zagłady krąży po Bardo. Wyziera z ciemnych zakamarków zakręconych uliczek, pełza po podłogach dyskotek i burdeli, spływa ze ścian w pałacu Naczelnika. I tak się właśnie kończy świat. Nie hukiem, ale skomleniem.

Na półki księgarni właśnie trafiły drugie wydania trzech tomów tetralogii „Bardo” Daniela Odiji (scenariusz) i Wojciecha Stefańca (grafiki). Gratka dla fanów - mają nowe okładki. Zbiegło się to w czasie z dwiema prestiżowymi nagrodami dla autorów za trzeci tom „Rege”. Odija i Stefaniec niedawno odebrali w stolicy Nagrodę Literacką Miasta Stołecznego Warszawy i statuetki Orient Men przyznawane przez Polskie Stowarzyszenie Komiksowe dla najlepszego rysownika i najlepszego scenarzysty.

Od autora do potwora

Kim są autorzy? Tego dowiemy się z notek biograficznych umieszczonych na początku książek. I tu niespodzianka.
„Stolp” stworzyli: prozaik, autor słuchowisk i sztuk teatralnych, wielokrotnie nagradzany, a także grafik i plakacista. Obaj urodzili się i mieszkają w Słupsku. Nad tekstami widnieją portrety w stylu Witkacego.

„Rita”? Z karty książki złowrogo spoglądają na czytelnika twarze zniekształcone trądem i guzem. Twarze wydalonych. Odija „ma skłonności do zapisywania opowieści i przetwarzania ich na ludowe gawędy przy ognisku usypanym z trupów przodków”. Stefaniec „swoją nienawiść odreagowuje, bezustannie szkicując krwią otaczający go świat”. Obaj urodzili się i mieszkają w Bardo.

No i „Rege”. Ten tom stworzyli Dan Rattus - „szef propagandy przy Naczelnym” i Ratt Stef, który „podprogowo modyfikuje prawdziwe, jak i urojone oblicze społeczności na rzecz przejęcia władzy w Bardo”. Przypomnijmy, że „ratt” to po angielsku to szczur. Celowo, gdyż w Bardo rządzi ród Szczuraków. A panowie urodzili się i rządzą w Bardo. Do tego portrety w smokingach i karnawałowych maskach.

Kim będą autorzy ostatniego, czwartego tomu?

- Zgadnij - śmieje się Wojtek Stefaniec. Nie starcza mi wyobraźni.

Czwarty, ostatni tom ukaże się w przyszłym roku. Premiera polska odbędzie się równolegle z niderlandzką. Bo - to kolejny sukces tetralogii - dobrze przyjmowana jest ona w Holandii i Belgii.

Długie Polaków rozmowy

Kto wpadł na pomysł, jak rodzą się kolejne tomy „Bardo”? Raczej nie w bólach, tylko podczas długich dyskusji twórczego duetu, chociaż oczywiście jedno drugiego nie wyklucza.

- Tak około ośmiu lat temu stwierdziliśmy z Danielem, że ciekawie byłoby coś zrobić razem - mówi Wojciech Stefaniec. - Stanęło na tym, że będzie to książka dla dorosłych czytelników, bo przez moment myśleliśmy także o czymś lżejszym dla młodzieży. Nasze liczne rozmowy są podstawą w pracy nad „Bardo”. Ustalamy coś, potem robimy swoje, po czym analizujemy, omawiamy, co nam wyszło, co zmienić, co wyrzucić, i tak etap po etapie. Co wiemy od początku - to to, jak ta historia się zakończy. Myślę, że czytelnicy będą zaskoczeni. Cel więc jest wyznaczony, a po drodze do niego gadamy, improwizujemy, wpadamy na nowe pomysły, bo społeczna i polityczna rzeczywistość wokół nas się zmienia, przywołam chociażby epidemię koronawirusa i wojnę w Ukrainie, a my z niej oczywiście bogato czerpiemy.

Co stworzył ten autorski dwugłowy smok?

No dobrze, ale o czym jest „Bardo”? Łatwiej byłoby chyba napisać, o czym nie jest, ale spróbujmy.

To antyutopia dziejąca się, jak to z tym gatunkiem często bywa, w postapokaliptycznym świecie. Zagładę światu przyniósł zabójczy grzyb. Zwierzęta i roślinność sukcesywnie wymierają, jakoś trzymają się, ostatkiem sił, mewy.

Bardo to miasto moloch, z atmosferą znaną chociażby z filmów noir czy późniejszych, postapokaliptycznych.

- Jego nazwa w buddyzmie oznacza stan przejściowy między śmiercią a życiem - mówi Stefaniec, przyznając, że tworząc wizerunek tego miejsca, czasami inspirował się architekturą i topografią Słupska. Mieszkańcy rodzinnego miasta autorów na pewno znajdą jeden z najbardziej charakterystycznych jego budynków - szpital psychiatryczny przy ul. Obrońców Wybrzeża. Czasem zza kamienic wyziera także ratuszowa wieża.

Centrum Bardo jeszcze opiera się rozkładowi. Zapełniają je potężne budynki, miejsca dekadenckich rozrywek raczej niskiego lotu, opatrzone krzykliwymi reklamami. To siedlisko rozpasanej i bezmyślnej konsumpcji, której oddają się tłumy. A także licznych protestów targających masami ludzi i tworzonych przez nich klonów - rezerwuarów narządów do przeszczepu.

Czym dalej od centrum, tym bardziej widać degrengoladę. Kamienice rozpadają się, w ciemnych krętych uliczkach czai się przemoc. Aż dochodzimy do getta wydalonych, gdzie kryją się mutanty zakażone przez grzyba i ci, którzy ukrywają się przed Naczelnym i jego uzbrojonym Corpusem.

W Bardo nie ma społeczeństwa, są „masowe jednostki”. I kasty: rządzący ród Szczuraków z Naczelnym, fanatycy religii Czarnego Słońca, militarny Corpus, średnia klasa pędząca za rozrywką i materialnymi rzeczami, a na ostatnim szczeblu drabiny - wydaleni.
Cywilizacja Bardo chyli się ku upadkowi. Chemia zastępuje jedzenie, środowisko jest zatrute, działa „policja myśli”, no i - największy problem - od 10 lat nie rodzą się dzieci. Remedium na przetrwanie świata wymyśla genialny i szalony doktor Majnd (od mind - z ang. umysł), zaufany doradca Naczelnego. Perswazją lub siłą policjanci Corpusu zabierają mieszkańcom Bardo dzieci. Najpierw tylko tym rodzicom, którzy się nad nimi pastwili, potem - wszystkim. By naukowiec mógł poddawać je swoim chorym eksperymentom.

Tomy tetralogii biorą nazwy od bohaterów. Stolp to łowca dzieci. Najpierw wyrywa je z niewoli i oddaje rodzinom, ale potem, w wyniku szantażu, pracuje na rzecz władzy. Rita to jego żona, która opuszcza go, gdy Stolp oddaje ich córkę Naczelnemu. Rege to dwupłciowiec, artysta/artystka totalna. Kochana przez masy, dzięki czemu także władza chętnie słucha jej w swoich pałacach, mimo że Rege ją krytykuje.

To właśnie ona w swojej pieśni, wykonanej na ślubie Naczelnego z Naczelną, typiarą z nizin społecznych, zamyka najbardziej chyba trafne streszczenie bogatej tematyki tetralogii: upadek polityki, nauki, filozofii, kultury i religii. Bo jest to świat bez prawdziwych wartości, za to przebodźcowany, rozgorączkowany, poddany autokracie.

Autorzy na tylnych okładkach podają różne określenia na swoje dzieło: futurystyczna antyutopia, eksperymentalny kryminał, podróż przez labirynt podświadomości, logiczny surrealizm.

- Bo chociaż świat przedstawiony jest surrealistyczny, to ma on wewnętrzną logikę. Wszystko się w nim klei - podkreśla Wojciech Stefaniec.

Kto szuka, ten znajdzie

Kilkanaście równoległych wątków, kilka bardzo znaczących i zmieniających się postaci, sukcesywne odkrywanie nowych kart, a tym samym objaśnianie poprzednio podjętych tematów - to nie jest lektura prosta i łatwa, chociaż przyjemna, o czym za chwilę.
Nie da się „Bardo” przeskanować, przelecieć. To znaczy można, ale będzie to bezsensowna strata czasu. A to dlatego, że zarówno pisarz, jak i grafik operują językiem i kreską z precyzją godną chirurgów. Nie ma tu zbędnego słowa ani zbędnego detalu. To praca przemyślana od początku do końca: zarówno fabularnie, jak i formalnie.

Całość jest skomponowana w ten sposób, że należy książki czytać w takiej kolejności, w jakiej powstały. Bo każdy podnosi apetyt na ten następny. Trzeci tom jest bardzo ważny, gdyż dopiero w „Rege” autorzy umieścili „lampy” oświetlające ciemne zakamarki dwóch poprzednich. Są to między innymi baśń - legenda o końcu świata spowodowanym przez smoka - grzyba, a także historie dzieciństwa głównych postaci.

Autorzy połączyli inteligentnie poszczególne tomy nie tylko przewodnimi wątkami fabularnymi, ale i dygresjami. W każdej książce znajdziemy jedną stronę z wieloma dymkami unoszącymi się nad głowami tłumu. Warto zajrzeć w te krótkie teksty. Nie brakuje wśród nich cytatów znanych filozofów, pisarzy, poetów, myślicieli, a także tyranów, jak Stalin i Hitler.

Drugim refrenem, potraktowanym z czarnym humorem, typowym dla „Bardo”, jest serial o przygodach perfekcyjnej rodzinki. Oczywiście z przerwą na reklamę.

I tu dochodzimy do wspomnianej przedtem przyjemności z lektury. Na pewno sprawi ją oryginalne, niesztampowe, inteligentne poczucie humoru. Przejawia się ono i w języku, i w konstrukcji postaci (zwróćcie uwagę na kameleona hipnotyzera), i w różnych sytuacjach.

Jeszcze więcej frajdy będą mieć czytelnicy lubiący wyszukiwanie odniesień do innych tekstów kultury. Są ich setki. Na przykład dla mnie oczywiste to Witkacy (prace plastyczne, dzieła literackie i filozoficzne), upiór w operze, baśń o Kopciuszku i o szczurołapie, filmy noir. Mam więcej takich skojarzeń, ale nie chcę odbierać przyjemności innym czytelnikom, którzy też lubią sobie pobuszować w tego typu książkach.

Wszystko to sprawia, że można „Bardo” czytać i oglądać wielokrotnie. Co było zresztą zamiarem autorów.

- Tak planowaliśmy, że będą to książki wielokrotnego użytku - mówi Daniel Odija.

Co jemu najbardziej podoba się w tej wspólnej pracy nad tetralogią?

- Pisanie tekstu do wszystkich scen odlotów, odmiennych stanów świadomości oraz piosenek dla Rege - mówi prozaik.
Dodajmy, że Stefaniec nadał delirycznym historiom osobny wyraz graficzny - odszedł od typowych dla komiksu ramek, rysując większe formaty.

A co było dla prozaika najtrudniejsze?

- Pisanie baśni, poezji, stylizacja języka na różne epoki, a także tworzenie wielowarstwowych historii - mówi Odija i dodaje, że z jego tekstów, rozbudowanych dialogów, po dyskusjach ze Stefańcem zostało w książkach niewiele, może jedna dziesiąta, a nawet jedna dwudziesta. - Bo przemawiają obrazy.

Obaj twórcy zgadzają się jeszcze w jednym - że „Bardo” to pomost między literaturą a komiksem. A jak skończy się ta historia? Tu też pełna zgoda - to tajemnica, ale będzie cała masa niespodzianek i zwrotów akcji, a czytelnik zostanie mocno zaskoczony.

Trzymamy za słowo.

Anna Czerny-Marecka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.